W czwartek wieczorem Carmen Lamela, sędzia specjalnego trybunału ds. szczególnych przestępstw przeciwko państwu Audiencia Nacional w Madrycie, orzekła, że były już zastępca szefa rządu regionalnego (Generalitat) Oriol Junqueras i ośmiu członków gabinetu natychmiast trafią do więzienia.
Grozi im do 30 lat więzienia za „zdradę stanu" z powodu ogłoszenia wbrew prawu niepodległości prowincji. Lamela wskazała na groźbę „recydywy" – 21 grudnia w Katalonii odbędą się wybory regionalne, w których secesjoniści znów mogą odnieść sukces. Podkreśliła, że oskarżeni mogą chcieć „zniszczyć dowody". Przypomniała, że członkowie rządu nie chcieli w czasie przesłuchania odpowiadać na pytania sądu. Ale wskazała także, że istnieje duże ryzyko, iż będą dążyli do wyjazdu z kraju, aby uniknąć odpowiedzialności karnej.
Ten ostatni argument to skutek ucieczki z Hiszpanii szefa Generalitat Carlesa Puigdemonta i czterech innych członków jego rządu do Belgii w nocy z niedzieli na poniedziałek. W czwartek, gdy rozpoczął się proces jego kolegów, ten, którego katalońscy nacjonaliści wciąż nazywają „president", spotykał się z przyjacielem w kafejce w okolicach Parlamentu Europejskiego w centrum Brukseli. Kilka godzin później sędzia Lamela wydała za nimi europejski nakaz aresztowania.
Jednak wyjazd Puigdemonta stawia przynajmniej w równie kłopotliwej sytuacji Belgię co Hiszpanię. Kataloński przywódca pojawił się w belgijskiej stolicy dzień po tym, jak wywodzący się z flamandzkiej partii nacjonalistycznej Nieuw Vlaamse Alliantie (N-VA) sekretarz stanu ds. imigracji Theo Francken zapewnił, że może tu szukać schronienia, a nawet azylu.
Przykład dla Flandrii
– Belgijski rząd stał się zakładnikiem N-VA. To partia, która w pierwszym artykule swojego statusu stawia za cel powstanie niezależnej Flandrii, rozpad Belgii. Robi wszystko, aby wzmocnić Flandrię, osłabić państwo belgijskie. Sukces Katalonii przetarłby drogę dla tego projektu. W koalicji popierającej rząd premiera Charlesa Michela N-VA jest największą partią, natomiast deputowani francuskojęzyczni odgrywają marginalną rolę, to ledwie 1/5 posłów większości parlamentarnej – mówi „Rzeczpospolitej" Philippe Mahou, przewodniczący grupy socjalistów w belgijskim Senacie.