Monika Bem zauważyła, że w sobotę jej szop Edward uciekł z domu. Zwierzę wyszło na spacer po okolicy. Jego zainteresowanie wzbudziło pobliskie jezioro, gdzie turyści wynajmowali domki.
Szop wszedł do jednego z domków. Przestraszona rodzina obawiała się, że zwierzę może mieć wściekliznę, dlatego umieściła szopa w plastikowej beczce. Przykryli ją wieczkiem i zadzwonili na policję.
Funkcjonariusze policji pojawili się na miejscu po kilku godzinach. Zwierzę już wtedy nie żyło. Zmarło w wyniku wysokiej temperatury.
"Przestraszył dzieci, a rodzice próbowali go przegonić, dzwonili po pomoc do różnych służb, gdzie zaczęła się spychologia kto powinien się zająć sprawą "dzikiego" zwierza...Nie było chętnych więc sami go złapali i wsadzili do wkopanej w ziemie plastikowej beczki, z której by nie wyszedł i żyłby do teraz, gdyby nie decyzja o jej zakryciu dopasowanym do niej wiekiem, odcinając mu tlen i zostawiając na pewną śmierć..." - relacjonuje właścicielka.