Rz: Kongres PiS to nowe otwarcie, jak przekonują politycy tej partii, czy początek jej końca, jak twierdzi np. Ryszard Kalisz?Prof. Ireneusz Krzemiński: Opinie takie jak Kalisza to tzw. wishful thinking, zwłaszcza ze strony SLD, które samo nie potrafi się pozbierać.
PiS się pozbierał?
Kongres był zwycięstwem Kaczyńskiego. 5o delegatów, którzy nie udzielili mu poparcia, na ponad 1000 osób to niewiele dla partii, która poniosła klęskę w wyborach. Dodatkowo, gdy cenieni przywódcy jak Dorn czy Ujazdowski zostali z Kongresu wyeliminowani. To była nie tylko legitymizacja Kaczyńskiego, ale też takiego typu organizacji, gdzie rządzi elita skupiona wokół przywódcy. A ten jest niekwestionowanym autorytetem i twórcą programu partii. Reszta zamienia się w karną drużynę. Ale to, co było źródłem zwycięstwa prezesa w PiS, jest barierą dla prawdziwej ekspansji tej partii.
Korekta w partii, o której mówił Kaczyński, jest niemożliwa?
Kompletnie nie wierzę w rozszerzenie elektoratu PiS, zwłaszcza wśród młodych Polaków, mieszkańców wielkich miast, inteligencji. Poparcie dla PiS może sięgać 33 proc., ale na pewno większe nie będzie, bo dla reszty społeczeństwa ten rodzaj polityki jest nie do przyjęcia. Gdyby PiS miał się otworzyć na wielkomiejski elektorat, to musiałby zrezygnować z tego, co jest rdzeniem tej partii.