Polacy urodzeni po 1980 r. mają olbrzymi potencjał. Z takim stwierdzeniem zgodzili się wszyscy uczestnicy debaty, która odbyła się w siedzibie „Rzeczpospolitej" pod hasłem „Pokolenie Y na polskim rynku pracy".
Byle nie nasiadówki
– Osoby urodzone między 1982 a 1995 r., zwane nie tylko pokoleniem Y, ale także Facebooka czy Google, to osoby o ogromnych możliwościach – podkreśla prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny, współtwórca Diagnozy Społecznej.
Wskazuje, że młodzi podejmują świadome decyzje, jeśli chodzi o strategie zatrudnienia. – Nie są gotowi zaharowywać się, by zarobić więcej, nie łapią kilku prac, nie uganiają się za pieniędzmi jak rodzice – mówi prof. Czapiński. Jednocześnie podkreśla, że pracę cenią sobie nawet wyżej niż ich rodzice, mając do niej jednak inny stosunek. – Nie jest dla nich wyłącznie źródłem dochodów, ma być interesująca, ma rozwijać, angażować talenty, budzić ciekawość. Biorą pod uwagę m.in. te wskazówki, szukając zatrudnienia – podkreśla.
Wiceminister pracy i polityki społecznej Jacek Męcina dodaje, że wspólną cechą pokolenia Y są umiejętności cyfrowe i otwartość na globalizację. – Do tego dochodzą bardzo duże kompetencje językowe oraz wysokie aspiracje edukacyjne – zauważa. Jego zdaniem pokolenie młodych Polaków jest nastawione na samorealizację, elastyczne, przedsiębiorcze, otwarte na zmianę.
Także Stanisław Kluza z SGH, były szef Komisji Nadzoru Finansowego, chwali młodych za ambicję i pracowitość. – Od 20 lat zajmuję się dydaktyką. Obecne pokolenie jest wprawdzie na starcie gorzej przygotowane do tego, by studiować, ma mniej wiedzy specjalistycznej i ogólnej, ale jest o wiele bardziej ambitne. Często się zdarza, że studenci ledwie kończą pierwszy semestr trudnych, na przykład statystycznych, zajęć, ale później ciężko pracują, co kończy się osiągnięciem lepszego wyniku niż ten, jaki osiągali studenci przed dwiema dekadami – opowiada.