15 kwietnia 1912 roku urodził się Kim Il Sung znany u nas jako Kim Ir Sen. Przyszły przywódca Koreańczyków z Północy, nazywany także Wiecznym Prezydentem urodził się jako Kim Song Ju, a imię pod którym przeszedł do historii prawdopodobnie przejął od jednego z dowódców koreańskiej partyzantki. Dziś miejsce urodzin, Mangyongdae jest już jedną z dzielnic stołecznego Pjongjangu. O nagrodę Mangyongdae walczy się także w maratonie, który na cześć Kim Ir Sena odbywa się od 1981 roku.
Dziś, gdy okazało się, że urodzinowa próba rakietowe nie przyniosła spodziewanego rezultatu, propaganda Pjongjangu musiała przysłonić czymś wizerunkową wpadkę. Sięgnięto po amerykańskiego pastora Billy'ego Grahama, któremu zdarzyło się nazwać piątkowego solenizanta bogiem.
Pastor odwiedził Koreę Północną w 1992 roku i spotkał Kim Ir Sena osobiście. Mówił o nim wówczas, że choć przywódca komunistycznego kraju nie wierzy w Boga osobiście, to pokłada swą wiarę w naród i "na swój sposób sprawił, że można go było traktować jako Boga". Graham cytowany przez media z Pjongjangu miał także dodawać, że za pomocą swoich działań Kim Ir Sen stworzył prawdziwy raj na Ziemi, którego nie udało się osiągnąć nawet samemu Bogu.
Takie słowa szokują, jednak na 2 lata przed śmiercią Wiecznego Prezydenta Graham stał się pierwszym przywódcą religijnym z zagranicy, który mógł wygłosić własne kazanie w Korei Północnej. W 1994 roku doszło także do kolejnej wizyty pastora. Jego syn, Franklin jeździł do reżimu także w 2000 i 2008 roku.
Cytat z pastora wygląda na odpowiednio przesadzony przez propagandę. Dziennik Rodong Sinmun twierdzi, że Graham mówił o spotkaniu największej z istot ludzkich, która posiadła najwyższą zdolność działania w polityce i odznaczała się niespotykaną moralnością. Wkłada w usta pastora porównanie Kim Ir Sena do najświętszego ze świętych. Być może, gdyby duchowny na własne oczy zobaczył skutki wielkiego głodu i zapaści ekonomicznej z lat 90. ubiegłego wieku, nie porównywałby Korei do raju.