Maria Carfagna, piękna minister równouprawnienia, chce zabronić noszenia burki czy nikabu specjalną ustawą. Twierdzi, że w ten sposób islamskie kobiety we Włoszech odzyskają odebraną im wolność. Jej koledzy z partii Berlusconiego Lud Wolności najchętniej skopiowaliby francuskie propozycje. Liga Północna, znana z niechęci do obcych, chce tego samego z powodów bezpieczeństwa.
Chadecy z opozycyjnej Unii Centrum prof. Rocca Buttiglione mówią, że trzeba przeciwstawić się fanatycznym ideologiom, niezgodnym z zachodnią cywilizacją prawa. Natomiast szef włoskiego MSZ Franco Frattini, podobnie jak część lewicy, argumentuje, że zakazami integrować nie można. Już wkrótce te racje zetrą się ze sobą w parlamencie. W komisji legislacyjnej złożono w tej sprawie pięć projektów ustaw.
W 1975 r., kiedy muzułmanów praktycznie we Włoszech nie było, za to szalały Czerwone Brygady, ustawą zabroniono zasłaniania twarzy w miejscach publicznych. Chodziło o kominiarki, chusty i kaski motocyklowe. Zakaz ten jest notorycznie łamany, ale dotychczas nikt nie został za to ukarany.
Gdy pod koniec XX wieku wraz z muzułmańskimi imigrantami na ulicach Włoch zaczęły pojawiać się burki, nikomu to nie przeszkadzało. Ale po 11 września 2001 r. burka stała się symbolem islamizacji Włoch, zagrożenia terrorystycznego oraz lekceważenia przez przybyszy prawa i obyczajów gospodarzy.