– Nie możemy w XXI wieku mieć Unii Europejskiej bez choćby jednej kobiety na czołowych stanowiskach. Unia nie może mieć tylko męskiej twarzy – apelowała brytyjska liberałka Diane Wallis, wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego.
Przypomniała, że w Unii od miesięcy toczy się dyskusja o kandydatach na stanowiska przewodniczącego Rady UE, Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego oraz wysokiego przedstawiciela ds. polityki zagranicznej. Ostateczne decyzje zapadną w przyszłym roku. – Słyszymy nazwiska Ras-mussena, Blaira, Junckera. Nikt nie wspomina o kobietach, nawet o Angeli Merkel – zauważyła Wallis.
Na szczycie w grudniu przywódcy państw UE, głównie mężczyźni, będą mieli ułatwione zadanie. Posłanki przygotowują na stronie internetowej listę kobiet polityków, które mają odpowiednie kompetencje do sprawowania wysokich funkcji. Są na niej obecne i byłe szefowe rządów, kobiety komisarze UE (m.in. Polka Danuta Hübner) i panie minister. Spis otwiera niemiecka kanclerz, ale jest tam też prezydent Finlandii Tarja Halonen, była prezydent Irlandii Mary Robinson i francuska kandydatka na prezydenta Segolene Royal. Posłanki przekonują, że nie lobbują za żadną z nich, lista ma tylko pokazać, iż kompetentnych kandydatek nie brakuje. Według nich, skoro przy obsadzaniu stanowisk ma być zachowana równowaga między starymi i nowymi członkami, północą i południem Unii, a także lewicą i prawicą, to trzeba też pomyśleć o równowadze płci.
W grupie inicjatorek jest Genowefa Grabowska z SdPl. – Oficjalnie nasi koledzy nie kwestionują zasady równouprawnienia. Ale przy okazji takiej inicjatywy zawsze pojawiają się złośliwości – mówiła. Ma nadzieję, że lista zachęci kobiety do aktywności politycznej na wszystkich szczeblach władzy.
W Parlamencie Europejskim kobiety stanowią tylko 13 proc. składu naszej delegacji, mniej sfeminizowane są tylko małe delegacje Cypru i Malty, najbardziej – reprezentacja Szwecji – 58 proc. to kobiety.Najwięcej kobiet jest wśród Zielonych (47 proc.), nieźle wypadają też pod tym względem liberałowie i socjaliści (po 40 proc.). W grupie konserwatywnej panie stanowią 24 proc. – Gdy zaczynamy dyskusję na ten temat w naszej grupie, słyszymy pytanie, czy jesteśmy radykalnymi feministkami – mówi „Rz” Urszula Gacek, eurodeputowana PO. Jej zdaniem efekty przynosi zobowiązanie do umieszczania kobiet na wysokich miejscach na listach wyborczych.