– Wiem, jak trudno jest rzucić ten nałóg – stwierdził Barack Obama podczas ceremonii podpisania ustawy przed Białym Domem. Na pytanie jednego z dziennikarzy, czy udało mu się ostatecznie rzucić palenie, prezydent nie odpowiedział.
To jeden z sekretów Gabinetu Owalnego. Pewne fakty są ogólnie znane. Wiadomo, że Obama zaczynał palić jako nastolatek, w trudnym okresie, który sam określa mianem „straconego czasu”. W swoich pamiętnikach bez ogródek przyznaje, że pił wtedy dużo alkoholu i eksperymentował z marihuaną, a nawet z kokainą. Sięgnął także po papierosy.
I choć szybko odstawił inne używki, to tytoń – w postaci siedmiu – ośmiu wypalanych papierosów dziennie – pozostał z nim na lata. „Nigdy dużo nie paliłem. W ciągu ostatnich paru lat kilkakrotnie rzucałem palenie” – stwierdził Obama w wywiadzie dla gazety „Chicago Tribune” przed dwoma laty.
Gdy jednak w 2007 roku postanowił stanąć do wyścigu o prezydenturę Stanów Zjednoczonych, jego żona Michelle wymusiła na nim obietnicę. – Powiedziała: będziesz musiał rzucić palenie, właśnie dlatego, że stres będzie większy i zaczniesz palić więcej – wspominał potem Obama.
Michelle nie ukrywała, że zastosowała wobec męża szantaż. – Mogę z dumą stwierdzić, że już nie pali. To ja go zmusiłam do rzucenia nałogu. Zgodziłam się na tę kampanię pod warunkiem, że nie zostanie palącym prezydentem – powiedziała w jednym z wywiadów telewizyjnych przyszła pierwsza dama.