Polska jest na ostatnim miejscu w Europie pod względem liczby dzieci do lat trzech, które uczęszczają do żłobka – wynika z najnowszego unijnego raportu opracowanego przez European Institute for Gender Equality (EIGE, unijna agenda do spraw równego traktowania). Wynika z niego, że w Polsce z opieki instytucjonalnej korzysta zaledwie 2 proc. maluchów. Średnia dla wszystkich krajów Unii wynosi 28 proc. – Żłobków w Polsce po prostu nie ma. Można je znaleźć głównie w dużych miastach. Na wsiach zazwyczaj nie ma ani jednego – mówi „Rz" Teresa Ogrodzińska z Fundacji Rozwoju Dzieci im. Komeńskiego.
Z danych GUS wynika, że w 2012 r. w całym kraju było zaledwie 50 tys. miejsc w żłobkach, oddziałach żłobkowych i klubach dziecięcych. To kropla w morzu potrzeb, bo co roku w Polsce na świat przychodzi około 380 tys. dzieci. Pocieszające jest jednak to, że w zeszłym roku liczba takich oddziałów wzrosła o niemal 25 proc.
Mimo to zapisanie dziecka do żłobka graniczy niemal z cudem. Stolica dysponuje prawie 5 tys. miejsc w żłobkach. To jeden z najlepszych wyników w Polsce. Dla wszystkich chętnych jednak miejsc nie wystarczyło. – W tym roku mieliśmy 2700 wolnych miejsc. A w kolejce do przyjęcia czekało dwa razy tyle dzieci. To oznacza, że obecnie na miejsce w żłobku czeka przeszło dwa tysiące dzieci – mówi Bożena Przybyszewska, dyrektor Zespołu Żłobków w Warszawie, i dodaje, że najłatwiej dostać się do najmłodszych grup. – Dwulatki na przyjęcie praktycznie nie mają szans, gdyż rodzice dzieci rzadko rezygnują z opieki – dodaje Przybyszewska.
Podobnie było także w innych miastach w Polsce – na listach rezerwowych jest w każdym mieście kilkaset osób. – Właśnie zakończyliśmy rekrutację. Miejsc zabrakło dla 300 dzieci – mówi Halina Mazur, szefowa łódzkich żłobków.
Brak miejsc w żłobkach to mocne ograniczenie dla rodziców przy podejmowaniu pracy zawodowej. W Danii, gdzie do żłobka chodzi 77 proc. dzieci, więcej kobiet pracuje. Współczynnik zatrudnienia pań w tym kraju wynosi 47,5 proc., podczas gdy średnia dla całej Unii to 41 proc.