Policjanci z wrocławskiej drogówki patrolując wczoraj miasto, przed godziną 14-tą zauważyli na ul. Legnickiej - jednej z głównych w mieście, samochód marki VW Sharan, który – jak wynikało z ich informacji był autem poszukiwanym. Zgadzał się kolor i numery rejestracyjne. Kiedy funkcjonariusze zatrzymali kierowcę do kontroli ujrzeli zaskakujący widok.
- Za kierownicą siedział drobny, szczupły chłopiec, o jeszcze dziecinnej twarzy. Towarzyszył mu pasażer o równie chłopięcym wyglądzie. Od razu było jasne, że są to co najwyżej gimnazjaliści – opowiada nam Paweł Petrykowski, rzecznik dolnośląskiej policji.
Jak się okazało, kierującym był 14 – latek mieszkający pod Warszawą, a pasażerem jego kolega będący w tym samym wieku. Obaj chłopcy od rana byli poszukiwani przez policję jako zaginieni. Z domów wymknęli się po cichu, w środku nocy, przez nikogo niezauważeni. Jeden z nastolatków potajemnie zabrał rodzicom samochód razem z kluczykami. Kiedy rodzice chłopców rano się obudzili i zobaczyli, że zarówno pociechy, jak i auto zniknęły, zaalarmowali policję.
Informacja o srebrnym VW Sharan ze wskazaniem numerów rejestracyjnych trafiła do policyjnych baz. Jednak zanim udało się namierzyć samochód, chłopcy przejechali nim całkiem spory dystans, bo około 350 kilometrów – tyle dzieli stolicę od Wrocławia. Co ciekawe – jak twierdzą policjanci – nastolatkowie prawdopodobnie musieli zatrzymywać się na jakiejś stacji benzynowej i tankować paliwo ponieważ w aucie było go za mało, aby pokonać tak długą trasę (chyba, że chłopcy szykując się do wyprawy wcześniej zadbali o paliwo). Jeżeli tak było, to zastanawiające jest to, że nikt nie zwrócił uwagi na kierowce o dziecinnym wyglądzie i równie młodego pasażera.
- Wygląda na to, że małoletni kierujący musiał sobie dobrze radzić na drodze. Kiedy ktoś jedzie zygzakiem, nie trzyma się wyznaczonego pasa czy wykonuje jakieś inne podejrzane manewry, inni kierujący na to reagują i dość szybko przekazują nam takie sygnały – mówi Paweł Petrykowski.