Nie warto zatrzymywać się nad tym, na co wciąż brakuje pieniędzy: dokończenie obwodnicy, co pozwoliłoby wyzwolić miasto z tranzytu. Na skromniutkim zasobie podziemnych parkingów, bo jeśli uda się któryś wcisnąć do budżetu, to sprawa grzęźnie w sporach o kilka drzew albo o interesy okolicznych mieszkańców. Ale niech no przyjedzie taki międzynarodowy turysta do Krakowa i uroi mu się, że jest w Wiedniu albo Paryżu: przecież wszystko podobne, knajpki otwarte do późna, tłumy na Rynku. Ale niech zapragnie w późnych godzinach wejść na wzgórze wawelskie, odwiedzić Bazylikę Mariacką, spojrzeć z wieży na nocną panoramę miasta. Zamknięte jak w Pipidówce, przecież porządni ludzie już śpią! Albo słyszał legendę o wawelskim czakramie uznawanym przez religie azjatyckie za jedno z centrów świata? Za komuny nie eksponowały go foldery i milczeli przewodnicy, bo to wstecznictwo. Za wolności tym bardziej, bo to nie katolickie. Ale dlaczego kamieniczka na Kazimierzu, w której urodziła się Helena Rubinstein, nie jest wyeksponowana? W tamtych miastach rodzinny dom twórczyni światowego imperium kosmetycznego byłby atrakcją na miarę Romea i Julii w Weronie. Albo znany z „Listy Schindlera" kamieniołom „Liban" swoim zaniedbaniem przynoszący wstyd miastu. Dlaczego tak piękne miejsce jak zalew na Zakrzówku nie może doczekać się zagospodarowania? Listę można ciągnąć...