Tragedia rozegrała się w IV komisariacie przy ul. Kopernika w Łodzi. 46-letni aspirant sztabowy miał poranną służbę. – Zamknął się w swoim pokoju od wewnątrz, a potem padł strzał – relacjonuje Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury.
Kiedy policjanci usłyszeli huk, pobiegli sprawdzić co się stało. Drzwi do pokoju były zamknięte. Z dyżurki jeden z funkcjonariuszy przyniósł dodatkowy klucz. Kiedy otworzono pokój, policjant leżał w kałuży krwi. Obok niego leżała broń służbowa.
- Jedna z koleżanek próbowała go ratować, ale mężczyzna zmarł. Miał ranę postrzałową głowy – mówi prok. Kopania. Dodaje, że okoliczności wskazują, że to było samobójstwo, ale prokuratura musi to potwierdzić.
Wiadomo, że policjant nie zostawił żadnego listu pożegnalnego. Jego koledzy mówią, że nie było niczego, co mogłoby wskazywać, że dojdzie do takiej tragedii.
Na miejscu przez kilka godzin pracowali prokuratorzy. Zabezpieczono broń służbową policjanta - walthera P99. – Sprawę przekażemy do innej jednostki, by nie było zarzutu stronniczości – tłumaczy prokurator Kopania.