Ogłoszony właśnie raport NIK o biegłych, choć merytorycznie nie jest idealny, obrazuje większość problemów, jakie obserwują w swojej pracy adwokaci. Mimo powtarzanych zapowiedzi kolejne wersje ustawy o biegłych trafiają do kosza. Czy nowy minister sprawiedliwości dokona zmian?
Opinie biegłych to drugi pod względem częstotliwości wykorzystywania środek dowodowy. Sądy jednoznacznie interpretują, że biegłego trzeba powołać zawsze, gdy zakres dowodzenia dotyczy wiadomości specjalnych (choć to pojęcie nie zostało wyjaśnione w sposób jednoznaczny i niebudzący wątpliwości).
Nic dziwnego, że praca biegłych i wymagania im stawiane budzą zainteresowanie uczestników procesów. Często bowiem na wnioskach z ich opinii sędziowie opierają swoje rozstrzygnięcia. Tymczasem jak nieidealny to dowód, wskazuje ostatni raport Najwyższej Izby Kontroli „Funkcjonowanie biegłych w wymiarze sprawiedliwości".
Zawsze się znajdą chętni
Tak jak nie wyjaśniono, czym są wymienione w kodeksie postępowania cywilnego instytut naukowy i naukowo-badawczy oraz znane z kodeksu postępowania karnego instytucja naukowa lub specjalistyczna, tak nie opisano w prawie, jakimi kwalifikacjami musi się legitymować biegły – poza ogólnym stwierdzeniem o konieczności posiadania wiadomości specjalnych. To powoduje, że coraz częściej opinię usiłują wydawać przedsiębiorcy stawiający sobie za cel komercyjne produkowanie opinii na potrzeby procesów sądowych. W opinii NIK może to prowadzić do zjawisk wątpliwych etycznie i prawnie, np. do tzw. podzlecania opinii. NIK stwierdziła także przypadki wydawania opinii (m.in. w zakresie DNA) przez podmioty, które nie posiadały odpowiednich akredytacji.
Zasadą jest, że sądy zasięgają opinii biegłych wpisanych na listy prowadzone przez prezesów sądów okręgowych. Można powołać do wydania opinii także osoby niewpisane na takie listy, a posiadające wymagane kwalifikacje, ale dzieje się to niezwykle rzadko, zwykle gdy brak na liście odpowiednich biegłych albo gdy terminy oczekiwania na wydanie opinii są długie.