Dwie wystawy, których tematem jest… ściana. Mentalna. Nihilistyczne klimaty, celowo "zepsuta" forma, dołujące przesłanie. Nic, tylko wyć. Młodych artystów opętała bezsiła. Sparaliżowała ich wolę, odebrała zapał do życia. Zapędziła w kozi róg strachu przed rzeczywistością. Dlaczego tak się stało?
Wystawy w Zamku Ujazdowskim nie dają odpowiedzi. Tylko zatruwają widza toksyczną aurą. Przynajmniej mnie udzielił się pesymizm sześciu autorów uczestniczących w pokazie "Podróż wokół czaszki". Z jednej strony – współczułam im, chciałam podtrzymać na duchu; z drugiej – czułam, że muszę się bronić przed ich zbolałym, pokręconym jestestwem.
Wśród "podróżników" znalazł się Wojtek Bąkowski, który tu występuje także indywidualnie, z kilkoma premierami wideo. "Jest tylko to, co widać", głosi tytuł wystawy oraz tekst utworu muzycznego interpretowanego przez Bąkowskiego. Od kilku miesięcy działa w duecie Niwea, przedtem dał się poznać w grupie KOT.
Nie sposób odseparować jego eksperymentów muzycznych, poetyckich i filmowych. To jedność. Magma słownodźwiękowowizualna, dodatkowo zakłócona brumem i dropieniem. Agresywne filmy niepozwalające odbiorcy na neutralność. Nieskoordynowana opowieść artysty, przywodząca na myśl literacką formę zwaną strumieniem świadomości, dosłownie tryska z ekranów. Widz musi się poddać – albo zwiać.
"Jest tylko to, co widać"– to fragment utworu "Ściana". Poza tytułem – nic wspólnego z "The Wall" Pink Floyd. Tam była akcja i reakcja. Tu – katatonia. Na wielkim ekranie obraz jak z uszkodzonego, czarnobiałego ekranu telewizora. Pusty pokój, za oknem majaczy wielkie miasto. Z offu leci tekst: "Jest tylko to, co widać. No, ściana, podłoga, lampa do włączania i wyłączania". I tak w kółko. W którymś mignięciu w kadrze zjawia się autor. Nagi. Stoi pod ścianą i naciska kontakt. Ciemnojasno.