W opublikowanej w 2009 książce Jakuba Banasiaka „Zmęczeni rzeczywistością”, Tomasz Kowalski został umieszczony wśród artystów, których autor nazywa „nowymi nadrealistami”. Sztuka Kowalskiego wpisuje się w zwrot ku wyobraźni, którego dokonało młode pokolenie polskich artystów pod koniec pierwszej dekady XXI wieku. Jednocześnie twórczość tego artysty od czasu głośnego debiutu w 2006 roku rozwija się jako osobny fenomen – wizualna rzeczywistość, której prawa, estetykę, ikonografię, kosmogonię i mitologię suwerennie dyktuje jej demiurgiczny autor.
Kowalski pojawił się na scenie artystycznej jako twórca anachroniczny; zdaje się być o wiele mocniej związany z nieliniowo przeżywaną przeszłością, niż z czasem teraźniejszym współczesnej sztuki. Dzieła Kowalskiego zdają się pochodzić z „innej epoki”. Cóż to jednak za „inna” epoka? Na to pytanie trudno odpowiedzieć, bo artysta wciąga widza w niekończący się labirynt historycznych tropów. W jego sztuce brzmią echa XVI-wiecznych Holendrów i manierystycznych kaprysów, Ensora i Wojtkiewicza, międzywojennego surrealizmu, modernistycznych teatrów Oskara Schlemmera i Tadeusza Kantora, ale również polskiego folkloru, sztuki naiwnej czy zjawisk z peryferiów artystycznej ikonosfery dojrzałej nowoczesności – specyficznej wizualności „wczesnej” telewizji z lat 50. i 60., estetyki dawnego teatru TV, awangardowej animacji.
Katalog inspiracji Kowalskiego zdaje się nie mieć końca; artysta odwołuje się do ahistorycznie rozumianej tradycji sztuki fantastycznej. Wkracza na wytoczone przez tę tradycję ścieżki wyobraźni i przeciera je dalej, podążając szlakiem własnych poszukiwań. Z tymi peregrynacjami splatają się eksperymenty formalne. Na jednym z biegunów twórczości Kowalskiego znajdują się figuratywne obrazy, wciągające widza w gąszcz detali i w fantastyczne, baśniowe narracje, robiące wrażenie ilustracji do nie napisanych tekstów. Drugi biegun wyznaczają prace, w których przedstawienie zbliża się do granic abstrakcji, a materia dzieł emancypuje się i „gęstnieje”, krystalizując się w postaci plastelinowych reliefów, asamblaży i obiektów.
Kowalski jest artystą ostentacyjnie teatralnym. Jego sztuka jest sceną; obrazy służą za kostiumy, obiekty funkcjonują jako rekwizyty, rzeźby budują scenografię, postaci z obrazów i rysunków stają się marionetkami w reżyserowanym przez twórcę spektaklu wyobraźni. To teatr szkatułkowy, wystawiający przedstawienie w przedstawieniu; spektaklem są zarówno wystawy Kowalskiego, jak i składające się na nie pojedyncze prace. Świat artysty jest tyleż sugestywny, co sztuczny; teatralność i sztuczność są kluczami do porządku imaginacji, snu, podświadomości. Do tych wymiarów nie ma bezpośredniego dostępu; aby w nie wkroczyć, trzeba je „odegrać”, zainscenizować.
Na projekt w CSW złożą się prezentowane na wystawach w Berlinie, Wiedniu i Antwerpii prace Tomasza Kowalskiego z ostatnich dwóch lat oraz premierowe realizacje: asamblaże, reliefy, gwasze, tkaniny artystyczne, rzeźby oraz tytułowe słuchowisko „Kominiarz na dachu kościoła”. W tym mrocznym tekście - niejasnym i budującym słowem ciemny, malowany czernią na czerni obraz - Kowalski wprowadza na scenę postać kominiarza. Tajemnicza i niepokojąca figura jest swoistym dyrygentem „wszystkich rodzajów czerni”, który kieruje podmuchami dymu z komina; za batutę służy mu krawiecka igła. Kominiarz, rzemieślnik pracujący w ciemnej materii sadzy i czeluści, może być odczytany jako alegoria artysty, który poprzez czerń - ciemność - przechodzi „na drugą stronę palety barw”, ku obrazowaniu tego, co niewidzialne i możliwe do zobaczenia wyłącznie zamkniętymi oczami. Jednocześnie igła, szczególny rekwizyt w ręku kominiarza, wiedzie nas do innej ważnej figury w narracji Kowalskiego. Jest nią alegoryczna postać krawca, a na całą wystawę można spojrzeć jak na fantasmagoryczny zakład krawiecki. W tym „zakładzie” powstaje „wystawa jako przebranie”, kostium dla dzieł sztuki, które w teatrze Kowalskiego zostają obsadzone w rolach pożądań, lęków, snów, tego, co wyobrażane i nie wypowiedziane.