Także w interesującej nas dziedzinie – rynku sztuki – nie działo się dobrze. Zauważalną główną tendencją na licytacjach było – kupić tanio, jak najtaniej... W tej sytuacji największym powodzeniem cieszyły się aukcje, organizowane przez różne domy warszawskie, i łódzki, pod ogólnym hasłem „Sztuka Młodych".
Były to imprezy, gdzie za kilkaset, a najwyżej za kilka tysięcy złotych można było kupić obraz, rycinę lub rzeźbę autorów z Polski, w większości niedawnych absolwentów szkół artystycznych, którzy pozostali wierni tradycyjnym formom przedmiotowym. Powodzenie tych aukcji było nadzwyczajne. Efekty sprzedaży wynosiły od osiemdziesięciu kilku do prawie stu procent oferty, czego pozazdrościć mogą wszystkie inne licytacje organizowane przez nasze profesjonalne domy aukcyjne.
Niskie ceny wywoławcze i uzyskiwane były zachętą do udziału w licytacji, a dodatkowym magnesem, połączonym z żyłką hazardu, była możliwość nabycia pracy obecnie nieznanego lub mało znanego artysty, który w przyszłości może uzyskać opinię i status wybitnego twórcy. Wówczas posiadane dzieło sygnowane jego nazwiskiem będzie prawdziwą lokatą kapitału.
Nabywcy, kupujący prace, które im się podobały, nie licząc na sukces finansowy, mają lokatę jak w banku, gdyż generalnie dzieła sztuki drożeją z czasem, więc nie stracą na zakupie. Wypada jednak, gwoli prawdzie, do beczki miodu powyższych informacji o spektakularnym powodzeniu sztuki młodych dołożyć łyżkę dziegciu. Otóż mimo że działalność aukcyjna w Polsce trwa już dwadzieścia kilka lat, a możliwości prezentacji naszej sztuki współczesnej są obecnie dużo większe niż np. za PRL-u, to efekty promocyjne są nader skromne.
Jedynie nazwiska kilkunastu artystów, których zalicza się do „klasyków sztuki po 1945 roku" i niewielu więcej z młodszego pokolenia pojawiają się od czasu do czasu na aukcjach zagranicznych domów aukcyjnych światowej rangi. A nasz krajowy rynek traktowany jest przez zagraniczne domy jako rynek lokalny, gdzie nie opłaca się otwierać filii z uwagi na minimalne możliwości pozyskiwania obiektów do sprzedaży gdzie indziej w świecie i ze względu na równie nikłą liczbę osób, które mogłyby być potencjalnymi nabywcami obiektów za grube tysiące dolarów lub euro.