Józef Wilkoń w Galerii (-1)

Józef Wilkoń, wybitny malarz, ilustrator i rzeźbiarz, kończy 85 lat. A w Galerii (-1) prezentuje nowe prace – pisze Monika Kuc.

Publikacja: 13.01.2015 16:46

„Konie", 2011

„Konie", 2011

Foto: Galeria (-1)

W warszawskiej galerii Polskiego Komitetu Olimpijskiego można od środy oglądać akwarele i gwasze w dużych formatach oraz rzeźby, które Wilkoń nazywa trójwymiarowymi lub przestrzennymi ilustracjami. Tytuł wystawy „Wilkoniada" oddaje bogactwo jego wyobraźni i umiejętność kreowania świata, w którym nieustannie przybywa bohaterów zjednujących mu nowych fanów.

Zapewne każdy ma swego ulubieńca. Ja kocham muzykujące bluesowo-jazzowe nosorożce Wilkonia („Blues nosorożca"), ale i podziwiam innych bohaterów jego książek, zarówno dla dzieci, jak i dorosłych, z prac w galeriach czy wykonanych do spektakli teatralnych.

Także malarskie konie, które dominują na wystawie w Galerii (-1) PKOl, zostały wspaniale uchwycone w ruchu i odwzorowane z genialną prostotą w barwnych plamach i syntetycznej kresce. Konie nie przypadkiem zawładnęły wystawą. W końcu są częścią nazwiska artysty (choć jednocześnie czuje przed nimi respekt i nigdy nie próbował koni ujeżdżać). Temat pozwolił mu połączyć obserwację natury ze studiami historii sztuki.

– Byłem kiedyś w Janowie i podziwiałem puszczoną na wybieg cudowną zgraję koni – wspomina. A zarazem w jego pracach widać fascynację prehistorycznymi rysunkami naskalnymi. – W Altamirze – opowiada „Rzeczpospolitej" – zaskoczyło mnie poczucie formy w rysunkach zwierząt, stworzonych przez człowieka przed 25 tysiącami lat. Dysponował bardzo prostymi środkami: ochrą z ziemi i węglem z ogniska, a pozostawił dzieła o nieprawdopodobnej ekspresji, dynamice, poczuciu masy. Okazuje się, że wyobraźnia i sztuka nie są wynikiem postępu cywilizacyjnego. Picasso, który próbował zmierzyć się z motywami jaskiniowego malarstwa, nie sprostał tamtej ekspresji.

Józef Wilkoń kocha naturę i zwierzęta, najbardziej psy, poświęcił im autorską książkę „Psie życie". Ilustracje do niej są przetworzonymi fotografiami wykonanych przez niego rzeźb. – Opowiadam w niej o relacjach psa i człowieka, o wyjątkowej więzi między nimi, o tym, że pies potrzebuje człowieka i człowiek psa – mówi. W domu artysty mieszkały całe pokolenia psów, a teraz są w nim dwa kudłate szpice wilczaste.

Bardzo dobroduszne zwierzęta Wilkonia to zwykle potężne stworzenia: słonie i nosorożce. – „Twarz" takiego zwierzęcia jest bardzo piękna i wszystko na niej jest czytelne – przekonuje artysta.

Kiedy jednak krytycy powtarzają, że rzadko interesuje go człowiek, Józef Wilkoń protestuje. – Na Akademii i tuż po studiach robiłem dużo portretów: dzieci w rodzinie, ojca... Mogłem zostać portrecistą. Potem też nieraz malowałem ludzi czy opowiadałem historie ludzkie. Ilustrowałem „Pana Tadeusza" i tworzyłem portrety Chopina do tomu jego listów.

Gdy tworzy dla dzieci, trzyma się zasady: – Dziecko musi mieć to samo co dorosły, tylko zrobione jeszcze lepiej, w sposób bardziej zwarty i syntetyczny. To, co robię dla dzieci, musi podobać się i mnie dorosłemu. W sztuce dla małego czytelnika najgorszy jest infantylizm.

Prace Józefa Wilkonia zdumiewają bogactwem wyobraźni i technik. Artysta deklaruje prymat malarstwa, mówiąc: – Uważam, że malarstwo jest źródłem wszystkiego i ilustracja czerpie z jego dorobku. Im piękniejszy obraz w ilustracji, tym jest ona lepsza.

Równocześnie nie stroni od eksperymentów. Nieustannie pracuje, gdyż uważa, że talent jest ważny, ale sztuka wymaga także wysiłku. Nieraz miesza techniki, używając tuszy, akwareli, temper, suchych pasteli. W pracach na papierze chętnie czerpie inspiracje z malarstwa taszystów. Gdy w PRL brakowało materiałów, malował na papierowych workach po cukrze, a prace te przypominały gobeliny.

Na początku lat 90. zainteresował się rzeźbą. Trochę z przypadku – chciał zabawić dzieci znajomych, więc zaczął majsterkować i tak powstały jego drewniane stwory.

Od tamtej pory bestiarium z drewna i blachy ogromnie się powiększyło i pełni rolę modeli do ilustracji. Te rzeźby zapełniają nie tylko galerie, ale także ogród i dom artysty. Wśród nich są słoń i tur niemal naturalnej wielkości.

Józef Wilkoń zilustrował blisko 200 książek, w tym kilka z własnym tekstem. Na polskiego wydawcę czeka „Frau Drosselman" (Pani Drozdowa), która na razie ukazała się tylko w Niemczech. To bardzo osobista książka, powstała po śmierci żony – Opowiadam w niej o naszym życiu. Drozd przepięknie śpiewa, piękniej od słowika, dlatego go wybrałem. Jego śpiew to „konstruowana opowieść", w której nie ma gotowych, powtarzających się fraz, jak w ćwierkaniu wróbli – mówi. A teraz pracuje nad kolejną dużą wystawą, którą otworzy w czerwcu w Wyższej Szkole Ekologii i Zarządzania w Warszawie.

– Będzie nosiła tytuł „Las" – zapowiada. – Chciałbym, żeby człowiek zrozumiał, że las jest jak świątynia. Wchodząc do niego, trzeba się skupić, podziwiać i szanować. Mam już sporo rzeźb. Leśne demony, wilkołaki, echa leśne i inne stworzenia... Chcę przy tym pokazać, że drewno (korzystam tylko z padłych już drzew) jest wspaniałym materiałem.

Rzeźba
Rzeźby Abakanowicz wkroczyły na Wawel. Jej drapieżne ptaki nurkują wśród drzew
Rzeźba
Salvador Dalí : Rzeźby mistrza surrealizmu
Rzeźba
Ai Weiwei w Parku Rzeźby na Bródnie
Rzeźba
Ponad dwadzieścia XVIII-wiecznych rzeźb. To wszystko do zobaczenia na Wawelu
Rzeźba
Lwowska rzeźba rokokowa: arcydzieła z muzeów Ukrainy na Wawelu
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku