Kolektyw artystyczno-kuratorski Konarska-Konarski od kilku lat angażuje się w działania w przestrzeni miejskiej łączące elementy malarstwa, dizajnu i architektury. Na swoim koncie mają m.in. instalację „Pegazy" na Placu Krasińskich, „Koguty" w Ambasadzie Francji czy „Dom na Drzewie" w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego.
Od kilku lat umieszczają reprodukcje prac Beaty Konarskiej w przestrzeni publicznej. Kilkadziesiąt obrazów w formie vlakatów i vlepek pojawiło się na ścianach domów, skrzynkach sterowniczych infrastruktury miejskiej, filarach mostów, w przejściach podziemnych, na parkomatach w różnych miejscach w Europie i na świecie.
Jak wyjaśnia „Rzeczpospolitej" Beata Konarska, eksponowanie obrazów w przestrzeni publicznej z założenia narażone jest na działania innych, z czym artystyczny kolektyw nie stara się jednak walczyć. Śledzi natomiast, jak otoczenie reaguje na umieszczoną w nim sztukę.
- Czasem interwencje są radykalne: vlepy są zrywane – opowiada artystka. – Tak stało się z ostatnią ekspozycją w Wenecji, przedstawiającą obraz z kobietami w islamskich burkach. Pracę przykleiliśmy przed wejściem do Arsenału podczas Biennale Sztuki. Nie wisiała nawet do następnego dnia, ale obraz sam w sobie ma przekaz, który obecnie budzi wiele emocji, więc może ze względu na bezpieczeństwo został zerwany, a może był za blisko oficjalnych ekspozycji Biennale?
Beata Konarska dodaje, że władze Wenecji bardzo restrykcyjnie podchodzą do sztuki w przestrzeni publicznej. Dla kontrastu wymienia Barcelonę i Kalifornię, które jej zdaniem są bardzo otwarte na street art. — Kiedy wlepialiśmy tam obrazy, ludzie zatrzymywali się, oglądali, czytali tekst, zadawali pytania, byli szczerze zainteresowani. To było bardzo miłe – mówi.