[srodtytul]Niekochana królowa[/srodtytul]
Sztuka portretowa dotarła do Polski z prawie dwuwiekowym poślizgiem wobec Niderlandów, Włoch, Francji czy Niemiec. Jeszcze w renesansie nie byliśmy artystyczną potęgą. Wprawdzie Zygmunt Stary robił, co mógł, żeby dogonić śródziemnomorską kulturę, ale udało mu się tylko w zakresie architektury.
Z córką Anną też były kłopoty. Nieładna, nie miała kandydatów do ręki. Dopiero bezpotomna śmierć brata Zygmunta Augusta okazała się dla niej szansą. Już już infantkę miano wydać za Henryka III Walezego, lecz Francuzowi się upiekło – zastąpił zmarłego brata na rodzimym tronie. Starą pannę poślubił dopiero Stefan Batory, następny król elekt.
Czy można się dziwić sporo młodszemu, krewkiemu mężczyźnie, że nie był z tego rad? Na obrazie Marcina Kobera królowa Anna jest na ostatnich nogach, rok przez zejściem. A zmarła, mając 73 lata – jak na tamte czasy wiek matuzalemowy! W jej woskowej twarzy żywe wydają się tylko czarne, duże oczy, scheda po Sforzach. Ostry nos, wąska kreska ust. Gdyby je otworzyła, powiałoby grozą – braki uzębienia, niemiły zapach…
Za to jej królewski małżonek przedstawiony w sąsiedztwie prezentuje się, jak na monarchę przystało. Miał pięćdziesiątkę, gdy uwiecznił go Kober. Całopostaciowe dzieło ukazuje modela w długim czerwonym kontuszu (kolor zarezerwowany dla władzy). Zarost jeszcze czarny, oko bystre, rumiane policzki. Nie okazał się zbyt rycerski dla żony, poświęcił jej trzy noce. Więc przejęła inicjatywę. Nieszczęsna, tylko się skompromitowała. Stefan uciekł, Anna dostała spazmów i trzeba było upuszczać jej krew. A że w najwyższych kręgach nie było mowy o intymności, wydarzenie przeszło do historii.
[srodtytul]Elegant na naukach[/srodtytul]