W Zachęcie artysta przedstawił fragmenty „KrwiPoety”. Pełnometrażowe dzieło filmowe powstało w 2006 roku specjalnie na otwarcie retrospektywy Majewskiego w nowojorskim Museum of Modern Art. Krwista całość liczy 33 etiudy zwane wideoartami, które autor traktuje jako model do składania. To znaczy, że każdy wybór i układ jest dobry. W Zachęcie oglądamy dziewięć sekwencji dopełnionych dwoma wcześniejszymi, z 2005 roku.
Lech Majewski cieszy się u nas mirem jak mało kto. Mieszka w Wenecji, miał wystawę w nowojorskim MoMA, teraz szykuje w Ameryce premierę dwóch oper Szymanowskiego. Wystawa w Zachęcie też z pewnością wzmocni jego pozycję. Zajął dwie parterowe sale. Projekcje wideo odbywają się symultanicznie na dużych i małych ekranach. Pomiędzy nimi – rzeźby. Konfiguracja wcześniej niewykorzystywana przez wszechstronnego twórcę, który do swego imponującego CV może dopisać jeszcze jedną specjalność: rzeźbiarz.
Realistyczne figury przedstawiają kilkuletniego chłopca, w jednym przypadku – młodzieńca. Za każdym razem oglądamy różne formy zniewolenia bohatera. Trening przeciwko naturze.
Majewski nie bawi się w finezyjne podteksty. Swoje credo wyraża dobitnie, żeby każdy pojął, w czym rzecz. A to zakrywa głowę figury papierową torbą, a to wsadza ją do ciasnego kojca, kiedy indziej każe pełzać po ścianie. Jest też wariant zniewolenia wyrażony… sznurkiem. Oplatającym sylwetkę jak szynkę do wędzenia.
Gdyby ktoś nie wiedział, skąd taki pomysł, może obejrzeć stosowną sekwencję filmową. Ubrany na biało chłopczyk bez oporu pozwala się rodzicom oplątać sznurkiem. Niewinna ofiara, Baranek Boży. Nieje-dyny przypadek nadużywania przez Majewskiego religijnych motywów. Mamy współczesną wersję ofiary Abrahama i ukrzyżowania (mężczyzna przy-bija do ściany rękawy płaszcza, który kobieta nosi na gołym ciele, chwilę wcześniej czołgając się u jej stóp – greps z gatunku sadomaso).