Tłum zgromadzony na dziedzińcu odpowiadał tym samym. Wiadomość jest prosta, brzmi: „I love you”. By ją przekazać, wystarczy sześć razy włączyć i wyłączyć latarkę. Performance nazwany „Onochord” podróżuje z Yoko Ono po świecie.
Prace na polską wystawę dobrała starannie: – Wiem, ile cierpienia przyniosła wam historia. Pochodzę z małego kraju, którego los zależał od potęg. Wiem, co to wojna i brak dóbr materialnych. Przywiozłam eksponaty, które zrodziły się z doświadczeń podobnych do waszych.
W pierwszej sali jest tylko telewizor, a na nim nakręcony 30 lat temu reportaż z wystawy Yoko. Wychodzący widzowie komentują to, co widzieli. Ono liczy na nasze reakcje. Film jest pierwszą z instrukcji, wokół których koncentruje się wystawa. Obok telewizora wisi telefon. Podczas wczorajszego wernisażu artystka dzwoniła na niego kilka razy i rozmawiała z tymi, którzy sięgnęli po słuchawkę.
Wszystkie jej prace mają optymistyczny wydźwięk, seria „Mend It” („Napraw to”) to warsztaty z rekonstrukcji. Siadamy do stołów pokrytych potłuczonymi talerzami i kubkami. Do dyspozycji są: klej, taśma, sznurek. A na ścianie odręczna podpowiedź: „Naprawiajcie tak, jakbyście naprawiali świat”.
Nawet śmierć jest dla Ono początkiem. W przestronnej sali czeka las trumien – proste, zbite ze zwykłych desek skrzynie ułożone są parami albo rodzinami. Wyrastają z nich młode polskie brzozy. Ten minimalistyczny pejzaż połączony ze śpiewem ptaków uspokaja, daje nadzieje. Ono nie wierzy w zniszczenie, tylko w życie. I w siłę wyobraźni.