Wśród naszych twórców pasjonował się nim Zbigniew Dłubak, który w połowie lat 70. fotografował ręce lub nogi modelek upozowanych na postaci ze znanych obrazów. Tymi zdjęciami prowokował pytanie – czy gesty pozbawione kontekstu nadal mają znaczenie? Czy i jak je odczytujemy?
Do tych kwestii nawiązuje Ewa Harabasz, polska artystka mieszkająca w USA. Zajmowała się konserwacją dzieł sztuki, więc łatwo nawiązuje dialog z przeszłością. Przed trzema laty pokazała „Złote Ikony" – prasowe fotografie przerobione na modłę świętych obrazów. Teraz wykorzystała barokową konwencję chiarioscuro (kontrast światła i cienia), a dokładniej – twórczość Caravaggia.
Znów bazą stały się prasowe fotosy tragicznych wydarzeń. Kadry zostały cyfrowo nadrukowane na płótna i poddane działaniom zaciemniającym (zamalowanie czernią, zamazanie ołówkiem). Tak upodobniły się do dzieł najsłynniejszego twórcy włoskiego baroku.
Autorka trafnie nazwała ten projekt „Prasoreligią" – malarsko przetworzone zdjęcia kojarzą się z religijnymi obrazami Caravaggia. Okazuje się, że autorzy fotoreportaży imają się środków zbliżonych do tych, które rozsławiły go ponad 400 lat temu: ukazują dramat poprzez reakcje świadków. Załamywanie rąk, nachylenie sylwetek, skłonienie głów, pełna wymowy mimika. Oto środki teatralne w mistrzowski sposób wykorzystane przez Caravaggia.
Popatrzmy na obrazy Harabasz. Na przykład, „Ratownicy w Kanie": na pierwszym planie widzimy nogi wydobywanej spod gruzów ofiary; bezwładne kończyny podtrzymują ręce anonimowych ratowników. Tylko te fragmenty pokazane zostały w pełnym świetle i w naturalnych barwach. Resztę kryje czerń: sceneria anonimowa, wszędzie i nigdzie.