Od momentu ogłoszenia, które ugrupowania zarejestrowały komitety wyborcze, sondaże pokazywały, że dwa główne bloki idą łeb w łeb. Ta proporcja zachwiała się tylko na chwilę, kiedy Wiosna Roberta Biedronia zyskała dwucyfrowe poparcie po konwencji na warszawskim Torwarze.
Ale im bliżej był dzień głosowania, tym bardziej rósł i umacniał się dystans dwójki liderów do reszty ugrupowań. – Pierwsza liga to PiS i KE, a druga liga to pozostałe cztery ugrupowania – mówi szef IBRiS Marcin Duma. – W pierwszej lidze sytuacja była jasna, wygrywał PiS, a za nim była KE, ale w drugiej bywało różnie. Wiadomo było, że mandaty weźmie Biedroń, ale co do Kukiza i Konfederacji, z sondaży wynikało, że mandaty przypadną jednemu z nich albo obu. Nie spotkałem się jednak z wynikiem, żeby ani jedno, ani drugie nie przekroczyło progu – wyjaśnia.
Czytaj także: Poczet największych zwycięzców i pechowców wyborów
Tak się jednak stało w niedzielę, przy frekwencji, która była rekordowa i wyniosła ponad 45 procent. Tak duży udział w wyborach europejskich wskazuje na wielką mobilizację. Ale nie we wszystkich grupach wyborców można było zaobserwować równe zaangażowanie. Swoich faworytów miały konkretne grupy wiekowe. – Dla PiS te wybory wygrali starsi wyborcy – twierdzi szef IBRiS. – Młodzi uczestniczyli w głosowaniu w mniejszym stopniu, więc mimo że wielu z nich też poparło PiS, to w sumie stanowili mniejszą grupę niż starsi wyborcy.
Zdaniem Dumy miało to także wpływ na wynik Wiosny, Konferederacji i Kukiz'15. Gdyby młodzi poszli w większej liczbie do urn, wynik tych urgupowań byłby wyższy. – Powód absencji jest dość prozaiczny: postawienie „like" nie generuje efektu wyborczego, a najmłodsi wyborcy tego nie rozumieją. To dla nich trudne doświadczenie – wyjaśnia.