Dominika Kulczyk podarowała 20 mln zł na zakup sprzętu dla ochrony służby zdrowia. Otrzymała je fundacja, którą pan kieruje. W przeciwieństwie do rządowych zakupów jesteście transparentni – nie zasłaniacie się tajemnicą handlową. Wiemy np., że za 18,5 mln zł kupiliście m.in. 100 tys. kombinezonów klasy II, 1 mln masek chirurgicznych, 1,5 mln masek z najlepszym filtrem, jakich potrzebują służby medyczne z pierwszego frontu walki z Covid-19. W przypadku rządowych zakupów nie wiemy, ile kosztował sprzęt, czy ma certyfikaty, kto go wyprodukował. To zasadne pytania, bo wiele europejskich państw w Chinach kupiło sprzęt dla lekarzy i pielęgniarek, który do niczego się nie nadaje.
Trudno mi oceniać takie postępowanie. My nie mamy nic do ukrycia. W zakupach, co nie było łatwe, pomogła nam Polsko-Chińska Izba Handlowa oraz Polsko-Chińska Rada Biznesu. Bez nich nie bylibyśmy w stanie niczego kupić ani przywieźć do Polski. Oni też odpowiadali za poszukiwania sprawdzonego towaru, sprawdzali jego jakość, certyfikaty, zadbali o to, by środki do nas mogły przylecieć.
Sprawdzaliście próbki tego towaru przed kupnem?
Nie było takiej możliwości, by przysłano nam wcześniej próbki sprzętu, żeby go w Polsce przetestować. Kupowaliśmy pod koniec ubiegłego miesiąca, kiedy były już ogromne zawirowania na świecie, głównie w USA – loty nie odbywały się, brakowało sprzętu w szpitalach, a Stany Zjednoczone zdecydowały o gigantycznych zakupach środków ochrony, bo pandemia rozszalała się u nich na dobre. Mogę powiedzieć, że te zakupy to była walka, byliśmy świadkami mało etycznego postępowania.