Z zagrożeniem dla wolności słowa trzeba walczyć. Zagrożonych należy bronić. Do korzystania z wolności słowa trzeba zachęcać. Korzystanie przez nich z tego prawa trzeba afirmować. Co właśnie czynię. Popieram prawo pana Brauna do nazywania arcybiskupa Życińskiego łajdakiem. Popieram prawo redaktor Kani (tej co, według prokuratury, brała pieniądze od rodziny Dochnala za wstawiennictwo u Ziobry) do pisania o moralnych standardach dziennikarzy. Popieram prawo byłego sekretarza KC PZPR i agenta do dekomunizowania i lustrowania. Popieram prawo byłego bezpieczniaka odpowiedzialnego za walkę z emigracyjną prasą i emigracyjnymi działaczami „Solidarności" do opluwania „Donka" (tak o nim pisze). Popieram prawo redaktora Wildsteina do pisania o wolności słowa, którą celebrował, wywalając z TVP tych, co nie swoi. Popieram z całego serca korzystanie z wolności słowa przez redaktora Karnowskiego – nie chcę, by umarł stworzony przez niego słynnym tekstem nowy gatunek „panegiryk na cześć ukochanego prezesa”. Popieram prawo Starucha do korzystania z prawa obalania matoła Donalda. Popieram prawo antykomora do zabawy z waleniem w Komora fekaliami. Popieram prawo państwowca Kamińskiego do cytowania tego, czego nie powiedział gangster Broda, a także do rzucania w prezydenta jajkami, jak to czynił kiedyś w ramach wolności jajka. Popieram prawo redaktora PiSakiewicza do robienia biznesu na mąceniu ludziom w głowach. ?

Cóż za klasa, cóż za styl i smak. Członek środowiska, które wspiera omamy Stefana Bratkowskiego dotyczące polskiego faszyzmu, autor publikujący na portalu, z którego żółć wylewa się spod bannerów, próbuje z właściwym sobie talentem literackim kpić z innych dziennikarzy. Panie redaktorze, nawet Zbuczyn składa dziś panu hołdy i prosi o więcej.