Gdy nie wiadomo, co się psuje przed Euro 2012, śmiało można zaryzykować trzy główne tematy: stadiony, autostrady, reprezentacja. W dowolnej konfigujacji. Jednak głównym czynnikiem hamulcowym nie tylko ME w piłce nożnej, jest aparat niekompetentnych urzędników każdego szczebla. Tym razem popisem "luzackiego" podejścia do budowy stadionu wykazał się wiceprezydent Gdańska Andrzej Bojanowski.
Stadion w Letnicy miał być gotowy w zeszłym roku. Nie był. W czerwcu miał odbyć się na PGE Arenie wielki mecz otwarcia. Odbył się w Warszawie. Pod koniec czerwca zaplanowano na stadionie festyn. Nic z tego. Do 1 lipca stadion gotowy miał być już na sto procent. Nie jest. Straż pożarna dopatrzyła się mnóstwa poważnych usterek, zagrażających życiu kibiców. Trwa tam właśnie kolejna kontrola, telefony się grzeją, urzędnicy spotykają się z budowlańcami i nikt już chyba nie wierzy, że kolejne terminy (rozpoczęcie przez Lechię sezonu piłkarskiego i mecz międzypaństwowy z Niemcami) są bezpieczne.
Za budowę stadionu w magistracie odpowiada Andrzej Bojanowski. Jest on także przewodniczącym rady nadzorczej BIEG 2012, a więc spółki, która prowadzi inwestycję. W obu miejscach pracy kasuje gigantyczne pieniądze. Gdzie powinien być w najbardziej gorącym okresie? To jasne – w pracy, od rana do nocy. Powinien, ale nie jest.