Konkurencja była ostra, a rynek wygłodzony, więc pracowało się całodobowo; "Czwarty protokół" Forsytha czy "Na skrzydłach orłów" Folleta gotowe były – przy ówczesnej technice składu i druku – w miesiąc. Zgoda, że raport komisji Millera zapewne nastręcza więcej redakcyjnych problemów niż wspomniane powieści, ale jako facet, który kiedyś odpowiadał za pracę tłumaczy oraz scalanie i weryfikowanie ich urobku, gdy słyszę, jak rząd nie może znaleźć nikogo, kto by szybko przetłumaczył sto kilkadziesiąt stron i kto by znał rosyjską nazwę systemu ILS, to myślę sobie, że głupszego wykrętu naprawdę już nie można było wymyślić.

W istocie, czego wszyscy się  domyślają, przyczyną wstrzymania publikacji raportu jest problem  z przygotowaniem odpowiedniej "wrzutki". Wiadomo, że jakkolwiek by kuglować, muszą się w tym  raporcie znaleźć rzeczy zbyt kompromitujące dla Kancelarii Premiera i szefa MON, odpowiedzialnych  za przygotowanie feralnego lotu,  by premier mógł swoim zwyczajem udawać, że "Polacy, nic się nie  stało".

Dziennikarska giełda podała, że szykowaną "wrzutką" miał być kolejny polityk wyrwany z szeregów SLD, tym razem na miejsce ministra Klicha – ale ostatecznie zwiódł on negocjatorów i odmówił ratowania premierowi twarzy (czyżby mały  rewanż Kwaśniewskiego i Millera  za "wygumkowanie" z prezydencji?). I teraz rządowi pijarowcy są  w kropce.

W tej sytuacji, kto chce poznać  raport, powinien sam pomóc  doradcom premiera od marketingu politycznego wykreować szybko  taki "iwent", który jakoś rozmyje  odpowiedzialność za narodową  tragedię. Propozycje opatrzone godłem można wysyłać na adres KPRM z dopiskiem: "Konkurs smoleński im. Igora Ostachowicza".