Według Rolickiego Leszek Miller umyka przed Palikotem.
Pół roku temu
był jeszcze ganiany z kata w kąt i zabiegał u Napieralskiego o miejsce na liście, a dziś pławi się w zaszczytach. Bywa, że zaprosi go premier na śniadanie, to znów prezydent spotka na pokojach, a poza tym, dzięki łaskawości TVN24, co i raz ma okazje do wygłaszania swych bon motów. A Palikot - przebrzydła przechera - wtrąca się i nie daje nacieszyć tym, co spadło z nieba. Czasem trudno jest się przed nim opędzić.
W czym to „tropienie Millera” się przejawia?
Raz są to propozycje, aby się obie partie zlały. Innym razem sugestia wspólnego pochodu na 1 maja i spotkanie w Sali Kongresowej. A przewodniczący SLD wie, że im więcej będzie Palikota, tym mniej będzie Millera. Palikot spryciarz - wziął pod pachę Kwaśniewskiego - i nuże drażnić Millera, aby jak najszybciej się jednoczył. Jakby tego było mało, ostatnio ten gnębiciel SLD sięgnął jeszcze po Oleksego i wespół w zespół z pomocą redaktor Kublik z „GW” wygadywali, jak szefa SLD wziąć na postronek.