Zdaniem Andrzeja Zybertowicza, owi zniechęceni liderzy mają nie do końca uświadomione schematy i oceny polityczne, powodujące, że programowo nie chcą angażować się w dyskusję polityczną:
Myślą, często w dobrej wierze, że powstrzymując się od kontaktów z „brudną” polityką, chronią jakieś społecznie ważne wartości. W ten sposób doszło do zaimpregnowania wielu środowisk na argumentację ideową i zmianę polityczną. Należy im pokazać, że ta propaganda PO i wspierających ją mediów, odsłonięta w wyborach samorządowych w otwarcie głoszonych hasłach „Nie róbmy polityki. Budujmy boiska, szkoły…” itd., to cyniczna manipulacja, w którą nie wierzy głoszący te hasła na plakatach sam Donald Tusk (zawodowy przecież polityk).
Socjolog podkreśla, że w istocie zadaniem rządowej propagandy jest nic innego, jak pozbawienie jak największej części Polaków podmiotowości obywatelskiej i ograniczenie potencjału mobilizacji środowisk opozycyjnych. Jak z tym walczyć?
Zybertowicz odpowiada:
Trzeba m.in. czynić to, co przez jakiś czas dość sprytnie robił Tusk. On wziął do swojego obozu Antoniego Mężydłę z PiS, z SLD Bartosza Arłukowicza i Dariusza Rosattiego, Joannę Kluzik-Rostkowską z PJN - osoby, które dla jakichś środowisk były punktami orientacyjnymi. Oni nie muszą aktywnie uprawiać propagandy, ale sam fakt, że pojawiają się w jakimś miejscu to komunikat dla innych, co jest OK., a co nie.