Powinien to robić aparat partyjny, a nie państwowy. Państwu nie wolno zapłacić ani złotówki za to, żeby rządząca PO zdobywała jakieś przewagi nad opozycyjnym PiS. Urzędnikom resortu finansów nie wolno niczego liczyć w ramach pracy, bo nie za to są opłacani. Jeśli to robią, popełniają przestępstwo. Oczywiście zawsze można użyć wybiegu, że robią to po godzinach, ale nie chodzi o wybiegi, tylko o zasady.
Janecki zauważa także:
Liczenie kosztów propozycji Jarosława Kaczyńskiego przez ministra finansów nie ma najmniejszego sensu z tego powodu, że jest to polityczna propozycja, a nie ustawa. Minister finansów nie musi niczego liczyć, bo żadne tego typu koszty nie wpływają na obecny budżet. Gdyby chodziło o przeforsowaną przez Sejm ustawę, koszty miałyby znaczenie i trzeba by je liczyć.
Wreszcie pointuje:
Ćwiczenia z rachunków ministra Rostowskiego nie mają sensu jeszcze z tego powodu, że wcale nie będzie to rzeczywiste liczenie, ale próba udowodnienia z góry założonej tezy. A teza ta brzmi tak, że PiS chce zrujnować budżet, czyli zagrozić wypłatom pensji budżetówce, wypłatom rent i emerytur, chce powiększyć dług i uniemożliwić Polsce sprzedawanie obligacji. Innymi słowy, czyste zło i bezmyślność.
Wszak nie od dziś wiadomo, że liczby nie są istotne, gdy wynik jest znany. Bo jakby co niektórzy nie liczyli zawsze im to ostatnie wychodzi.