Media głównego nurtu wciąż drążą piątkowy temat odrzucenia przez Sejm projektu ustawy o związkach partnerskich. Co więcej, zbulwersowanie komentatorów nie ustaje ani na chwilę. Swoje oburzenie artykułują typowym dla tolerancyjnej lewicy językiem miłości. Niestety, mimo mnóstwa emocjonalnych i nasiąkniętych ideologią frazesów, nie znajdziemy tam argumentów na ich poparcie. Przoduje w tym Tomasz Lis, który najpierw w piątek nazwał przeciwników ustawy "obskurantami", a dziś dołożył kolejne inwektywy.
[piątkowe głosowanie] pokazało prawdziwą twarz polskiej nietolerancji, obskurantyzmu i kołtunerii. Symbolicznie można by mówić o dwóch twarzach. Jedna to twarz miłującej Chrystusa i bliźnich, w każdym razie tych "użytecznych", posłanka Pawłowicz. Druga to twarz naszego wyrośniętego ministranta, ministra Gowina. Pani Pawłowicz pokazała czym jest czyste chamstwo, unicestwiając kompleksy tych wszystkich, którzy nie mają profesorskich tytułów. Pan Gowin pokazał, że kołtuneria może być też złotousta i kulturalna.
Z kolei działacz PO Radomir Szumełda, który zasłynął ostatnio z powodu przyznania się do orientacji homoseksualnej, pełen goryczy stwierdza w wywiadzie z gazeta.pl:
Po naszych posłach spodziewałem się chociaż pogłębionej refleksji, ludzkiej empatii. Ale tych 46 posłów uznało, że nie ma problemu. Kilka milionów ludzi nie istnieje
Inni prominentni przedstawiciele lewej strony używają podobnie emocjonalnych - i podobnie pustych "argumentów". Jacek Żakowski "domyśla się", że konserwatywni posłowie chcieliby powrotu do karania homoseksualistów.