Obserwując ostatnie zdumiewające działania i wypowiedzi Hanny Gronkiewicz Waltz, która raz po raz strzela sobie w stopę (wystarczy wymienić jej awanturę w Ogrodzie w Wilanowie, obwinianie mediów za chaos komunikacyjny czy plany likwidacji najważniejszych linii autobusowych), trudno racjonalnie wytłumaczyć jej zachowanie. Nasuwają się dwie możliwości:  albo jest ona osobą wyjątkowo mało rozgarniętą i mającą - delikatnie mówiąc - słaby kontakt z rzeczywistością , albo jest sabotażystką, która chce doprowadzić do upadku partii, której jest wiceprzewodniczącą (nie, żeby to był wyjątkowo zły cel). Dziś do swojej bogatej kolekcji zdumiewająco głupich wypowiedzi, prezydent stolicy dodała kolejną. Występując w "Polityce przy kawie" w TVP1, wiceszefowa PO tak tłumaczyła konieczność obowiązku szkolnej edukacji sześciolatków:

Jeszcze w zaborze austriackim, pruskim dzieci chodziły (do szkoły - red.) od szóstego roku życia, był wiek XIX, a tylko w zaborze rosyjskim był (obowiązek szkolny - red.)

W równie wykwintny sposób wyjaśniała, dlaczego parlament nie powinien dopuścić do referendum w tej sprawie:

Myślę, że to zależy od mechanizmów demokratycznych i taka jest większość a nie inna, i są różne formy demokracji - bezpośrednie i pośrednie, one czasami są napięte między sobą i mają, powiedziałabym, różne koncepcje. Ta koalicja, która jest, dostała mandat na rządzenie, będą następne wybory za jakiś czas i wtedy być może kto inny dostanie, być może nie. Żeby nie było chaosu i bałaganu, musi być pewna odpowiedzialność rządu za to co się robi

- powiedziała wiceszefowa partii mieniącej się "obywatelską".