Proszę Was o to

Doznajemy wstrząsu, gdy ludzie spotkani na końcu świata mają nas za Jego braci.

Publikacja: 26.04.2014 20:23

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Foto: archiwum prywatne

Nie mogę zapomnieć, niestety, tej miłości, która zamiast wiernie towarzyszyć Janowi Pawłowi II i z pokorą Go słuchać, kazała przerywać Jego mowę i wybuchać tanią euforią. Na widok scen z Franciszkańskiej 3 odczuwam smutek. Nie było tam miłosierdzia. Nieustępliwy tłum egzaltował się i domagał nocnych przekomarzanek od cierpiącego, starszego człowieka, którego cząstka zatrudnień wykończyłaby najsilniejszego mięśniaka i mędrca zarazem. Stanowcze: „Idźcie spać!" - też nie działało. Trzeba było być świętym.

Do końca więc, na moment przed kanonizacją, nie ustają i tacy, którzy po raz milionowy będą serwować papieską kremówkę zamiast słów Jego nauczania, sprowadzać kilkadziesiąt wielkich tomów prac giganta wszechczasów do chwilowego żarciku. To sługi kłamstwa, fabrykanci głupoty. Chciałoby się, by w obliczu kanonizacji zamknęli się choć szaleni, wściekli niewolnicy szatana. Jawni, bezwzględni nihiliści i ci osaczający zza węgła, dźgający podświadomość tłumu podstępnie - na przykład, wielkim tytułem niby o sporcie: „Mundial w kraju nawiedzonych" nad ogromnym zdjęciem stadionu w Rio od strony statui Chrystusa, lśniącej na pierwszym planie. Z perfidną zajawką: „Trzeba uważać, bo w Brazylii jest dużo broni. Nikt nie używa pięści, tylko od razu wyjmuje narzędzie, czyli pistolet" - zatem w popularnej ostatnio strategii utrwalania skojarzeń „katolik – psychuszka, bandyta, więzienie" („Przegląd Sportowy", 22.04.14).

Zapowiedź wydawnicza księgi „Jestem bardzo w rękach Bożych "była tłustym żerem dla sił spod gwiazdy ciemności. Tabloidy wraz z adeptami marksizmu-leninizmu przebranymi dla kamuflażu w sukienki „filozofów", czyli demoniczne zastępy „etyków" od obnażonych biustów i „pokazywania za dużo" połączone z frontowcami ideolo, których nic nie przekona ani do etyki, ani do szacunku dla religii, dopadały gardła kardynała Dziwisza.

Towarzystwo to bez czytania papieskich notatek kombinowało po swojemu. Zapewnień kardynała, że „co miało być spalone, zostało spalone" nie przyjmowało. Sugerowało   niegodne tajemnice, a nawet sprośności, nie zaniedbując z ich braku samodzielnego haftowania. Spodziewało się najwyraźniej czegoś na kształt własnego pamiętniczka. Może także szczerości na temat piękna komunizmu, w tym pewnie stanu wojennego. Komicznych szczegółów, opisów siermiężnych, przerażających cynizmem, reżimowych, tutejszych kukieł. Wobec tej groźby dla wrogów katolicyzmu nagle ważne stały się zasady. Jak zawsze, spreparowane według gustu konsumentów zatrutej, medialnej zupy.

Księga notatek osobistych człowieka nieprawdopodobnego formatu okazała się monumentalnym, trudnym do ogarnięcia rozumem byle jak wykształconego absolwenta ludowych szkół, świadectwem życia zanurzonego bez reszty w mistycznej duchowości. Ta wielkość rzuca na kolana. Było im czego się bać.

W polu widzenia Autora księgi nie ma spraw praktycznych, materialnych, ludzkiej fizyczności, powszedniej anegdoty. Są w nim wyłącznie sprawy boże. Problemy z tej samej biblioteki, co dzienniczek świętej Faustyny, widziane w ujęciu geniusza intelektu i erudycji. A nawet, gdy nota z miesiąca wyboru na tron papieski, całkiem wyjątkowo, zaczyna się w nim informacją o chorobie biskupa Andrzeja Deskura, to wzmianka o rezultacie konklawe pojawia się w niej z racji dostrzegania związku tego wydarzenia z sensem ofiary krzyża chorego przyjaciela. Bez realiów, zajęć i papieskiej logistyki. Sekretnym życiem Jana Pawła II okazały się filozoficzne medytacje, plany i analizy referatów oraz licznych rekolekcji. Cała papieska administracja, wydarzenia potoczne były dla Niego łatwizną i prostotą niewartą zapisu.

Szczęściem, naciski sitwy, by spalić bezcenne studia teologiczne tylko dlatego, że pochodzą z notesu, nic nie dały. Po ukazaniu się księgi zapadła cisza. Można teraz żądać sprostowań, choćby ku kpinie z ośmieszonych wobec blasku prawdy facjat, ale szkoda mitręgi. Przeproszenia kardynała Dziwisza zresztą nikt się nie spodziewa. Refleksja etyczna i skrucha jako warunek zachowania osobistej godności, są w tym środowisku nieznane.

Żal, że my dotąd marnie kochamy Jana Pawła II. Wychodzimy na tym kiepsko. Tkwimy wciąż w niewoli, której on nas oduczał. Nie dostrzegamy szans wolnego ducha, nie korzystamy z nich.

„Byliśmy i jesteśmy w Europie i nie musimy do niej wchodzić!" – On jeden głośno uświadamiał Polakom. Dawał światu nauczkę w naszym imieniu. Przykazywał nam wysoko nosić głowy wobec tych, który chcą nas uczyć „europejskości".

„Kulturę Europy tworzyli męczennicy trzech pierwszych wieków (...), także ksiądz Jerzy za cenę ofiary z życia (..). I nie pozwolimy sobie zaniżyć tej miary!" – wpajał nam dumę narodową i wskazywał wartości jako jedyne determinanty kultury.

Ten słowiański papież wyprorokowany przez Słowackiego, wymarzony przez Mickiewicza, nie ma sobie równych w dziejach Kościoła od czasów Świętego Piotra. Świat zła nigdy nie upora się z Jego geniuszem, choć rad by on spalić Jego Księgę, ośmieszyć i zhańbić nie tylko całą Jego naukę, słowa, talenty i osobowość, ale i zataić proste prawdy o Jego pięknym życiu. Jak fakt, że to właśnie Ten Papież doprowadził do rozkwitu zdruzgotane w chwili objęcia przezeń pontyfikatu finanse Watykanu, odbudował podstawy ekonomicznego bytu Kościoła.

I my nie zawsze dość cenimy dar życia z Nim u boku na przełomie tysiącleci. Doznajemy wstrząsu, gdy ludzie spotkani na końcu świata mają nas za Jego braci, chcą się z nami fotografować, albo gdy profesor z Ameryki Południowej w zatłoczonym, nocnym, francuskim pociągu do Rzymu w czas kanonizacji prosi młodego Polaka, by jako rodak Tego Papieża uczynił mu zaszczyt i odpoczął na jego jedynym, składanym krzesełku.

Trzeba nam być świadomym niezwykłego, dzięki Niemu, wywyższenia. Usłyszeć Jego głos:

„I dlatego pozwólcie, że zanim odejdę – popatrzę jeszcze stąd na ten Kraków, na ten Kraków,  w którym każdy kamień i każda cegła jest mi droga. I popatrzę stąd na Polskę... I dlatego – zanim stąd odejdę, proszę Was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię Polska, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością – taką, jaką zaszczepia w nas Chrystus na Chrzcie Świętym. Abyście nigdy nie zwątpili i nie znużyli się i nie zniechęcili, abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy.

Proszę Was, abyście mieli ufność nawet wbrew każdej, swojej słabości, abyście szukali zawsze duchowej mocy u Tego, u którego tyle pokoleń ojców naszych i matek ją znajdowało. Abyście od Niego nigdy nie odstąpili, abyście nigdy nie utracili tej wolności ducha, do której On wyzwala człowieka, abyście nigdy nie wzgardzili tą Miłością, która jest największa, która się wyraziła przez krzyż, a bez której życie ludzkie nie ma ani korzenia, ani sensu.

Proszę Was o to przez pamięć i przez potężne wstawiennictwo Bogarodzicy z Jasnej Góry i wszystkich Jej sanktuariów na ziemi polskiej, przez pamięć św. Wojciecha, który zginął dla Chrystusa nad Bałtykiem, przez pamięć św. Stanisława, który legł pod mieczem królewskim na Skałce. Proszę Was o to".

Nie mogę zapomnieć, niestety, tej miłości, która zamiast wiernie towarzyszyć Janowi Pawłowi II i z pokorą Go słuchać, kazała przerywać Jego mowę i wybuchać tanią euforią. Na widok scen z Franciszkańskiej 3 odczuwam smutek. Nie było tam miłosierdzia. Nieustępliwy tłum egzaltował się i domagał nocnych przekomarzanek od cierpiącego, starszego człowieka, którego cząstka zatrudnień wykończyłaby najsilniejszego mięśniaka i mędrca zarazem. Stanowcze: „Idźcie spać!" - też nie działało. Trzeba było być świętym.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Publicystyka
Władysław Kosiniak-Kamysz: Przywróćmy pamięć o zbrodniach w Palmirach
Publicystyka
Marek Cichocki: Donald Trump robi dobrą minę do złej gry
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Minister może zostać rzecznikiem rządu. Tusk wybiera spośród 6-7 osób
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Biskupi muszą pokazać, że nie są gołosłowni
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Niemcy przestraszyły się Polski, zmieniają podejście do migracji