A, to sorry - felieton Anny Kozickiej-Kołaczkowskiej

Miliardy mają iść na korwety, ale kupić Polakom na szybko przynajmniej z 10 milionów kałachów, nie łaska

Publikacja: 21.09.2014 14:40

Anna Kozicka-Kołaczkowska

Anna Kozicka-Kołaczkowska

Foto: archiwum prywatne

Jeśli chodzi o hasło: „Sorry, znowu nie robimy polityki, bo uczymy się języków”, to lecę na nie z nadzieją, że wdrożymy się również wreszcie do mowy polskiej. Ćwiczenie kompetencji językowych, zwłaszcza w zakresie języka ojczystego, jest szkołą logicznego formułowania myśli i daje kwalifikacje, na przykład, do trafnego wyboru kandydata na ministra kultury, oświaty, szkolnictwa wyższego, a nawet obrony. Powinno ono być także musztrą brzmienia, by dało się nas słuchać bez stresu i skrętu kiszek. Takie stypendium naukowe musiałoby potrwać jednak dłużej niż do grudnia, więcej nawet niż sto dni, a tu z czasem cienko.

Jejku, jak beztroskie musiały być lata, gdy obowiązki władzy polegały na wyrafinowanej, sponsorowanej konsumpcji w dymku z dobrych cygar, a zamiast robić politykę przewalało się autostrady i stadiony. Polityk minus polityka, minus języki, plus kasa plus piłeczka – bezstresowe było żytko na gumnie syfu i folkloru!

Obecnie, w gospodarstwie babeczki, która w razie wojny zamyka się z dziećmi w kuchni, przerażająco brakuje nam pierwiastka męskiego. Prawdę mówiąc, nawet w czasie pokoju, po wkroczeniu faceta w progi domostwa pralka sama z siebie zaczyna prać normalnie, lampa świecić, bagażnik auta otwiera się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a dzieci okazują się zdrowe i wcale niegłodne. W życiu wszystkie jesteśmy histerycznymi blondynkami, nie ma sensu się wypierać. Co będzie się działo, gdy bandzior z ulicy, którego wizję zaserwowała pani premier in statu nascendi, załomocze w drzwi i podpali dom z nami w środku? Podczas wojny najczęściej płaczą bezradne kobiety. Czy więc leci z nami pilot?

Najprężniejszą inicjatywą sił zbrojnych syfu i folkloru okazuje się właśnie spisywanie przez WKU prywatnych aut terenowych, żeby panowie wojskowi mogli w potrzebie mknąć przez bezdroża wojskowych tajemnic. 60% stanu naszej armii to tyłki kadry, wyzwanie bojowe przed narodem stanęło toteż nie lada.

Ostatnie manewry ćwiczeniowe naszych sił zbrojnych polegały zaś na falsyfikacji wojny obronnej pod dowództwem zlokalizowanym już w Szczecinie. Cytuję wypowiedź eksperta: „Czekaliśmy kilka dni na wzmocnienie NATO”. Oraz: „Odzyskaliśmy stracone pozycje”. Jezus Maria, a co, zgodnie z założeniami logistyków wojennych, dzieje się z kobitkami i dziećmi zadekowanymi w kuchniach oraz ich ogłupionymi, bezbronnymi mężczyznami, którzy znaleźli się w rejonie czasowo, zgodnie ze sztuką wojenną, utraconych pozycji, czyli od granicy wschodniej po Szczecin? Nie było ich w scenariuszu? Rżnięcie głupa panów wojskowych umykających w stronę Niemiec w cudzych autach, to przygrywka do krwawego balu dla narodu! Od Przemyśla po Szczecin nic, tylko już siadać i płakać przy kuchennym stole. Wojskowe ciury wyręczają się mitami o zbawieniu Polski za pomocą F16 i korwet, ale w gruncie rzeczy nawet to główne dowództwo i ta szpica są fatamorganą, a nie pustynną burzą.

Na korwety mają iść miliardy, ale kupić Polakom na szybko przynajmniej z 10 milionów kałachów, nie łaska . Choćby i w Afryce, po 100 dolców sztuka ( strzelam ). Nasi stratedzy zmarnowali beznadziejnie wiele cennego czasu. Dzięki kałachom i trzem miesiącom szkolenia, do którego Polacy się rwą, kobiety, mężczyźni, dzieci, starcy, domy, warsztaty, muzea, teatry, szkoły i kościoły już dawno objąłby plan realnej obrony, a przynajmniej zielone łby bandytów narażone byłyby na odstrzał przy nieostrożnym wychynięciu z czołgu. Ruskie tanki nie takie znowu straszne, jak się reklamują. Maleńka Gruzja też miała być zdobyta w dwa dni, a do dziś to się do końca nie udało.

Bandyci w zielonym natomiast nie przerywają pożogi Ukrainy. Z okazji ostatniego szczytu NATO zakpili sobie, demonstracyjnie porywając estońskiego oficera. Nasi taktycy spokojnie oczekują pod niemiecką granicą aż uporają się z Bałtami i ruszą im na spotkanie. Ostatecznie, niektórzy ukraińscy towarzysze broni siłą tradycji Układu Warszawskiego powitali zielonych bandytów chlebem i solą. Może w tym rzecz, a może chodzi o to, że trzon naboru do ogólnonarodowej obrony kraju ma się wyklarować dopiero w ogniu walki wzorem kijowskim. W rzeczy samej, gdy zieloni bandyci wystrzelają w drodze na Szczecin trochę kobiet, dzieci i ich mężczyzn, to naród szybciej pojmie, o co chodzi z tym patriotyzmem.

Coraz trudniej jest mi wysłuchiwać bezwstydnych zapewnień, że w walce o nasze życie liczymy na bohaterstwo amerykańskich, angielskich, francuskich i w ogóle obcych chłopców. Niestety, uśpiona kretyństwem oszukańczego pacyfizmu polska młodzież męska skazana jest na rzeź. Lata świetlne dzielą ją od świadomości księcia Harrego – wnuka brytyjskiej królowej - który sumiennie pełni służbę wojskową dla ojczyzny, zamiast wcisnąć się do dochodowej, fajnej spółki. Taki wzór powinny dawać rówieśnikom dzieci władzy. A dziś nikt nie zaręczy, że bezbronnych, młodych Polaków nie czeka krótka lekcja obcego języka w formie rozkazu: „Ruki wwierch!”

Rżnięcie głupa w polityce jest zabawą dobrą i pożyteczną, ale dla inteligentnych. Pan Ławrow robi w bambuko świat, utwierdzając go w przekonaniu, że na wschodzie Europy w zasadzie wszystko idzie zgodnie z prawem. Świat z wdzięcznością łyka info, że konwoje białych ciężarówek wiozą leki, a wojny rosyjsko -ukraińskiej nie ma, ponieważ nikt dotąd jej głośno nie wypowiedział. Stylistyka tej rosyjskiej obiegówki obowiązuje także media ściemy łatwego do odstrzału, nieszczęsnego zaludnienia żyjącego jeszcze pomiędzy Przemyślem a Szczecinem. Sympatyczne w sumie „zielone ludziki”, „separatyści”, „dywersanci” weszli na stałe do języka opisu „kryzysu”, który wciąż niepożytecznie i strach nazywać wojną.

Zamiast więc ćwiczyć beznadziejne scenariusze obrony niemieckiej granicy, czy nie rozumniej, taktycznie, profilaktycznie i zbawiennie dla Polski byłoby machnąć się wspólnie z sojusznikami od razu do Donbasu, by poćwiczyć na amatorach? Zieloni w mig zorientowaliby się, że nie warto fatygować się aż do Szczecina i lepiej zrezygnować z gratki wyrzynania po drodze polskich matek z dziećmi i ojców zadekowanych w kuchniach. Atak jest najlepszą obroną, a wszak oficjalnej wojny Rosji z Ukrainą, jak dotychczas, nie ma. Tymczasem domorośli „separatyści”, to przecież terroryści czystej wody, a terrorystów świat tępi bezwzględnie do korzenia.

Moglibyśmy wówczas nareszcie spokojnie handlować z Rosją, jako jej sprzymierzeniec w zwalczaniu światowego terroryzmu. Ba, wykupić na pniu komplet biletów na występy chóru Aleksandrowa, albo zrobić z basenu narodowego jezioro łabędzie. Pani premier odetchnęłaby.

Na wypadek, gdyby w trakcie tej naszej operacji bojowej w Donbasie terroryści w zgodzie z panem Ławrowem oznajmili nieoczekiwanie, że wtargnęliśmy jednak na teren rosyjsko – ukraińskiej wojny, najfajniejsza wydaje się rozluźniająca odzywka: A, to sorry!

Jeśli chodzi o hasło: „Sorry, znowu nie robimy polityki, bo uczymy się języków”, to lecę na nie z nadzieją, że wdrożymy się również wreszcie do mowy polskiej. Ćwiczenie kompetencji językowych, zwłaszcza w zakresie języka ojczystego, jest szkołą logicznego formułowania myśli i daje kwalifikacje, na przykład, do trafnego wyboru kandydata na ministra kultury, oświaty, szkolnictwa wyższego, a nawet obrony. Powinno ono być także musztrą brzmienia, by dało się nas słuchać bez stresu i skrętu kiszek. Takie stypendium naukowe musiałoby potrwać jednak dłużej niż do grudnia, więcej nawet niż sto dni, a tu z czasem cienko.

Pozostało 90% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości