W ostatnim ćwierćwieczu nasze życie znacząco się zmieniło. Jednym z głównych tego przejawów jest czas, jaki poświęcamy pracy zarobkowej, i jej znaczenie. Przeciętny Kowalski w tygodniu pracuje dwie godziny dłużej niż statystyczny obywatel Unii Europejskiej. Dla wielu praca stała się sensem życia, a logika produktywności – dyktatem także w innych niż praca dziedzinach.
Pogoń za rezultatami
Coraz częściej traktujemy własne życie jako kolejny projekt, który powinniśmy zrealizować. W związku z tym jesteśmy przez samych siebie – i innych – rozliczani z rezultatów. Postawa ta zaczęła obejmować także inne niż praca sfery naszego życia – od edukacji poprzez kulturę, sport i rekreację aż po relacje towarzyskie.
Najbardziej chyba spektakularnym obszarem ekspansji logiki zadaniowości i utylitarności jest tzw. czas wolny. Przestał on być sferą „bezproduktywności". Do przeszłości należy postrzeganie czasu wolnego jako przestrzeni, w której ładujemy akumulatory i realizujemy pasje. Czas wolny stał się obszarem doskonalenia siebie. Jeżeli czytamy książkę, to raczej literaturę non fiction lub poradnikową; jeżeli realizujemy swoje pasje, to zastanawiamy się nad tym, jak je przekuć na sukces finansowy, zakładając blog lub profil na Facebooku.
Logika produktywności szturmem zdobyła edukację – zarówno szkolną, jak i akademicką. Prym wiodą w niej odpowiednio owskaźnikowane efekty kształcenia uczniów i studentów. W programach jest coraz mniej luzu, przestrzeni na wchodzenie w treści poboczne, dygresje. A to one właśnie stają się często inspiracją do twórczego myślenia i pierwszym krokiem do odnalezienia pomysłu na spełnione życie.
Dominacja logiki produktywności ma konsekwencje. Na pewno pozytywnie wpływa ona na uporządkowanie naszej aktywności.