Szanowna Pani Premier,
Piszemy do Pani w najważniejszej dla nas sprawie. Chodzi o nasze dzieci. Wiemy, że właśnie Pani, jako kobieta, jako pediatra, może rozumieć nas lepiej niż jakikolwiek inny polityk. Być może dla mężczyzn z Pani politycznego otoczenia ważniejsze są inne sprawy. Pani mówi głośno o tym, że równie ważna co sprawowanie misji premiera jest dla Pani opieka nad wnukiem, którego kocha Pani najbardziej na świecie.
Nie prosimy o wiele. Nie żądamy zmiany budżetu, nie domagamy się przywilejów. Prosimy o jedno: prawo wyboru w sprawie edukacji naszych sześcioletnich dzieci. Przyniosłyśmy do sejmu ustawę podpisaną przez 300 tysięcy matek, ojców, babć i dziadków. Nie będziemy obozować pod oknami Pani kancelarii, nie będziemy blokować dróg. Nawet gdyby część z nas chciała zaprotestować tak jak to często robią mężczyźni – siłą, nie możemy sobie na to pozwolić. Musimy chodzić do pracy, musimy przygotować obiad dla rodziny, musimy zaopiekować się chorymi maluchami.
Sprawa dotyczy naszych dzieci urodzonych w roku 2009, które od września mają obowiązkowo stawić się w pierwszej klasie. Gdyby wszystko było zgodne z obietnicami kolejnych pań minister, pewnie nie musiałybyśmy dziś pisać do Pani. Ale niestety nie jest. Edukacja, szczególnie w uboższych gminach boryka się z wieloma problemami. Samorządy podejmują dramatyczne decyzje np. o likwidacji ostatniego publicznego przedszkola w gminie. Nasze dzieci, choć wspaniałe, inteligentne i mądre nie są w stanie uzdrowić zapaści w jakiej znalazła się dziś polska oświata. Jest pani lekarzem pediatrą, czyli ekspertem od zdrowia dzieci. Nie musimy więc przekonywać Pani, że jeśli sześciolatek rozpoczyna lekcje o 13.20, wymęczony od rana przebywaniem w zatłoczonej świetlicy, to nie będzie w stanie wytrwać grzecznie przy książkach do godziny 17, albo i dłużej. Takie warunki do nauki mają dzieci już teraz. Od września, gdy do szkół trafi skumulowany sztucznie rocznik będzie jeszcze gorzej. Na warszawskiej Białołęce jedna ze szkół będzie musiała utworzyć aż 16 klas pierwszych, ale to nie jedyny taki przykład. Są szkoły, w których zajęcia zaczynają się przed 7 rano, jak w fabryce.