Reklama

Stanisław Remuszko: O co chodzi?

Od początku była to sprawa bezprecedensowa.

Aktualizacja: 04.03.2015 22:25 Publikacja: 04.03.2015 21:58

Stanisław Remuszko

Stanisław Remuszko

Foto: rp.pl

Cztery miesiące temu Sąd Apelacyjny postanowił, żeby mieszkającego w Warszawie dziewięćdziesięcioletniego generała Czesława Kiszczaka policyjnie zatrzymać i dowieźć karetką na lekarskie badania do odległego o 350 km Gdańska – po to, by grono tamtejszych jedenastu specjalistów autorytatywnie orzekło, czy generał może brać udział w procesie karnym o stan wojenny. Dlaczego tych badań nie można było przeprowadzić w stolicy – do dziś nie wiadomo. Nie ujawnił tego ani sąd, ani wnioskodawca (prokurator IPN).

9 grudnia 2014 nosze z generałem – co pokazały wszystkie telewizje w głównych serwisach informacyjnych – wjechały do gdańskiego Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego, gdzie delikwenta przez dwa dni diagnozowano. Sąd dał biegłym dwa tygodnie na sporządzenie opinii, która – cytuję trzymane w ręku pismo SA – „...jest niezbędna do ustalenia, czy Czesław Kiszczak jako oskarżony może brać udział w postępowaniu odwoławczym, obecnie zawieszonym z uwagi na stan zdrowia oskarżonego".

Jednak przed Bożym Narodzeniem nikt do opiniowania nie miał głowy, potem wypadał Sylwester, Nowy Rok, potem obchodziliśmy Trzech Króli, a gdy to świętowanie się zakończyło i nadal nic się nie działo – warszawski Sąd Apelacyjny jął perswazyjnie nakłaniać gdańskich doktorów, by wreszcie wzięli się do roboty. Ale mijały kolejne tygodnie, minął styczeń, minął luty, biegli nie dotrzymali dwóch nowych terminów, i dziś, w początkach marca, sąd „ma głęboką nadzieję", że czarno-biały raport (w końcu chodzi tylko o medyczne tak-nie) będzie gotowy w poniedziałek 16 marca.

Jeśli tak się nie stanie, prawo przewiduje dwie możliwości: sąd może opieszałych biegłych próbować przywołać do porządku za pomocą grzywny, albo odebrać im akta i zlecić wykonanie ekspertyzy innemu zespołowi. Tymczasem z warszawskich okolic sądowych i gdańskich okolic szpitalnych, gdzie próbowałem dzisiaj zasięgnąć języka, słychać jak mantrę głosy, iż sprawa jest „wyjątkowo delikatna i skomplikowana" (?) oraz „bardzo trudna ze względu na obecne i przyszłe uwarunkowania" (?), eksperci zaś, to „utytułowani fachowcy o najwyższych kompetencjach"...

O co chodzi? Czy ktoś spodziewa się ujawnienia medycznych detali? Podania do publicznej wiadomości przebiegu generalskich schorzeń? Nazwisk lekarzy? Delikatność, trudności i komplikacje? Nijak nie pojmuję. Jest człowiek, jest paragraf, jest zlecenie. Dlaczego i na co wciąż cierpliwie czekamy?

Reklama
Reklama
Publicystyka
Dziesięć lat od śmierci Jana Kulczyka. Jego osiągnieć nie powtórzył nikt
Publicystyka
Marek Cichocki: Najciemniejsze strony historii Polski
Publicystyka
Marek Kozubal: W 2027 r. będzie wojna? Naprawdę?
Publicystyka
Robert Gwiazdowski: Rekonstrukcja rządu Donalda Tuska jak Manifest PKWN
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Nowy plan Tuska: gospodarka, energetyka i specjalna misja Sikorskiego
Reklama
Reklama