Oto aktualne przywództwo PO zdaje się nie tylko banalizować sytuację po przegranych wyborach, ale na dodatek podejmuje jakieś oszalałe strategie na przyszłość. Wyborcza pisze, ze Ewa Kopacz chce przebudować swoją partię w Centrolew. Osobiście mam wrażenie, że chodzi o BBWR. Czym był, wie każdy absolwent szkoły średniej. Wie również doskonale jak się ten eksperyment skończył, zarówno w drugiej, jak i trzeciej Rzeczpospolitej.
Próba odświeżenia partii przez wzięcie na pokład rozbitków po SLD: Ryszarda Kalisza, Wojciecha Olejniczaka i Grzegorza Napieralskiego oraz byłego dziennikarza tygodnika "Nie" Andrzeja Rozenka nie tylko nie zwróci w stronę PO wyborców lewicy, ale będzie dowodem dla postsolidarnościowego elektoratu tej partii na kompletną atrofię jej tożsamości politycznej. Przestraszy też środowisko skupione wokół Leszka Balcerowicza, a przeciętnemu obserwatorowi sceny politycznej ostatecznie udowodni, że w PO nie chodzi o żadne idee, tylko o kurczowe trzymanie się władzy.
A w polityce chodzi o idee, które budują tożsamość, angażują emocjonalnie, działają jak wywieszone sztandary. Amorficzna, pragmatyczna, zdemoralizowana partia władzy jaką jest PO po epoce późnego Tuska jedyną szansę ma w odświeżeniu programu, odrodzeniu tożsamości ideowej. Tylko dzięki temu może pozostać na scenie.
Wątpię, by to rozumiała Ewa Kopacz, która jak biblijny Noe próbuje zagnać do Arki wszystkie buszujące na wolności zwierzęta licząc, że ocali cały swój świat, czyli swoją partię. Inne czasy, pani premier. Epoka patriarchów się skończyła. Paniczne trzymanie się władzy będzie skutkowało tylko wyrwaniem jej się z rak. Trzeba mocno zastanowić się, jakie podnieść sztandary.