Choć od sejmowego głosowania, w którym przepadł wniosek o postawienie Zbigniewa Ziobry przed Trybunałem Stanu, minęło kilka dni, konsekwencje tego wydarzenia mogą trwać aż do dnia wyborów.
Dla Platformy Obywatelskiej to głosowanie jest klęską, która może poważnie utrudnić budowanie jej kampanijnej narracji o tym, że jako jedyna partia może stać się zaporą dla PiS.
Strategia ta staje się zupełnie niespójna z realnymi działaniami. Komisje śledcze, które po dojściu do władzy powołała PO, w większości nie przyniosły rezultatów. Wyjątkiem była ta zajmująca się śmiercią Barbary Blidy.
W efekcie jej działalności na początku mijającej właśnie kadencji Sejmu do komisji odpowiedzialności konstytucyjnej wpłynęły dwa wnioski o Trybunał Stanu dla Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry. Z pierwszym nie zrobiono nic, nad drugim Sejm pracował cztery lata.
Jednak w piątek z powodu nieobecności posłów PO na sali zabrakło ustawowej większości potrzebnej do pociągnięcia Ziobry do odpowiedzialności konstytucyjnej. Dziewięciu posłów Platformy nie wzięło udziału w głosowaniu, a wniosek przepadł z powodu pięciu głosów. Wiarygodność PO jako formacji, która ma zatrzymać PiS, spadła do zera.
Sęk w tym, że to nieodosobniony przypadek, lecz kolejny element, który podważa wiarygodność antypisowskiej strategii Platformy.
Wcześniej PO wzięła na swoje listy byłych bliskich współpracowników Kaczyńskiego z czasów, gdy budował on IV RP. Ludwik Dorn i Michał Kamiński, czyli najbliżsi współpracownicy Kaczyńskiego, startują z PO do Sejmu. Z cichym poparciem Platformy do Senatu stara się dostać wicepremier w rządzie Kaczyńskiego – Roman Giertych.