Jerzy Haszczyński o relacjach Polski z Białorusią

Polska w stosunku do Białorusi Łukaszenki wypróbowała już metodę marchewki i metodę kija.

Aktualizacja: 23.10.2016 19:31 Publikacja: 23.10.2016 19:27

Jerzy Haszczyński o relacjach Polski z Białorusią

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Przodowała w Europie w naciskach na nakładanie sankcji na reżim w Mińsku za prześladowania opozycji, a potem wyciągnęła rękę do dyktatora, i to tuż przed wyborami, które skończyły się wsadzeniem do więzień jego kontrkandydatów.

Efekt był zawsze podobny – nic nie ugraliśmy, bo to Łukaszenko dyktował reguły. Za każdym razem okazywało się, że czarował chęcią otwarcia na Zachód, po to by wymóc coś na Moskwie. Skutecznie...

Nie znaczy to, że nie trzeba było próbować. Tym bardziej zaś warto teraz, bo sytuacja geopolityczna od czasów, gdy podejmowaliśmy nieskuteczne próby, całkowicie się zmieniła.

Agresja Rosji na sąsiedniej Ukrainie postawiła pod znakiem zapytania politykę wschodnią Polski i Unii Europejskiej. Przede wszystkim pokazała, że na postradzieckim terenie nie ma wielkich zmian bez wywołania wojny, a stabilizacja jest tym, co zachodnie społeczeństwa cenią sobie najbardziej. Zachód inaczej postrzega teraz dyktatorów: dotyczy to zarówno tych wyjątkowo brutalnych, jak egipski przywódca Sisi, jak i tych łagodniejszych, jak Łukaszenko.

Czy w tych nowych warunkach należy mocniej niż kiedyś wierzyć w otwarcie Białorusi na Zachód? Na pewno nie należy mieć strategicznych złudzeń. Białoruś nie stanie się częścią Zachodu, jest trwale związana polityczno-militarnym sojuszem z Moskwą. Nigdy nie stanie się częścią organizacji wyznających zachodnie wartości – UE i NATO. Ale może się poważniej związać gospodarczo z Zachodem, otworzyć granice, wpuścić inwestorów i wielu turystów. I daje sygnały, że to właśnie chce zrobić. To już jest coś. Zwiększa szansę na to, że jeden z naszych sąsiadów będzie nadal spokojny i stabilny.

Przystępując do nowego rozdania w stosunkach z Białorusią, a tak w wymiarze gospodarczym interpretuję dzisiejszą wizytę wicepremiera Morawieckiego w Mińsku, nie należy więc mieć złudzeń. Ale i uprzedzeń. Bo postradzieckiego Wschodu naszych marzeń, demokratycznego i zakotwiczonego w NATO i UE, raczej nie doczekamy.

Przodowała w Europie w naciskach na nakładanie sankcji na reżim w Mińsku za prześladowania opozycji, a potem wyciągnęła rękę do dyktatora, i to tuż przed wyborami, które skończyły się wsadzeniem do więzień jego kontrkandydatów.

Efekt był zawsze podobny – nic nie ugraliśmy, bo to Łukaszenko dyktował reguły. Za każdym razem okazywało się, że czarował chęcią otwarcia na Zachód, po to by wymóc coś na Moskwie. Skutecznie...

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Gruzja o krok od przepaści
Publicystyka
Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele zagłosują na KO? Nie jest to już takie pewne
Publicystyka
Tomasz Grzegorz Grosse, Sylwia Sysko-Romańczuk: Gminy wybiorą 3 maja członków KRS, TK czy RPP? Ochrona przed progresywnym walcem
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Dlaczego Tusk przerwał Trzeciej Drodze przedstawianie kandydatów na wybory do PE
Publicystyka
Annalena Baerbock: Odważna odpowiedzialność za wspólną Europę
Materiał Promocyjny
20 lat Polski Wschodniej w Unii Europejskiej