Reklama

Konrad Szołajski: Granice kompromisu

Albo twórcy będą szukać możliwości realizacji swoich pomysłów w ramach systemu państwowego, albo w ogóle zrezygnują z tworzenia - pisze reżyser.

Publikacja: 13.12.2021 21:00

Konrad Szołajski: Granice kompromisu

Foto: Adam Stępień/ Agencja Gazeta

Zrealizowałem w październiku słuchowisko dla Teatru Polskiego Radia. Kolejne, bo przez lata zrobiłem już ich sporo. Zaczynałem jeszcze jako student w latach 80., w takich realiach, jakie wtedy istniały: „reżimowe media” dawały możliwość pracy w swego rodzaju niszy – radiowym teatrze, gdzie spotykali się najlepsi polscy aktorzy, notabene bojkotujący telewizję. Teksty i słuchowiska były poddawane cenzurze, jak wszystko. Dawało się jednak sporo zrobić.

Polskie Radio zmieniło się od tamtych lat. Teatr Polskiego Radia nadal działa, choć w formie ograniczonej. Bywam tam co jakiś czas i po 2015 r., mimo pandemii, zrealizowałem cztery słuchowiska.

O autorze

Konrad Szołajski

Autor jest reżyserem i scenarzystą. Był trzykrotnie nominowany do Złotych Lwów na festiwalu w Gdyni

Nagle na Facebooku przeczytałem – z okazji premiery „Romana i Julii” – kilka komentarzy ostro krytykujących moją współpracę z „reżimowymi mediami”. Niewiele brakowało, by padło tam słowo „kolaboracja”... Oceny były ostre i bezkompromisowe. Zastanowiło mnie to. Bo przecież wiadomo, że nie jestem ani faworytem, ani fanem aktualnej władzy i bywam postrzegany jako jej krytyk. W dodatku nieoficjalnie, ale skutecznie zostałem zakwalifikowany do grupy tych, których nie należy wspierać dotacjami (przeznaczanymi dla „swoich”). Trafiłem – obok wielu wybitnych kolegów – na polityczną „czarną listę”. Choć z pewnymi wyjątkami, bo niedawno otrzymałem niewielkie stypendium scenariuszowe w PISF. I nagle teraz czytam, że pojawienie się mojego nowego słuchowiska w radiu to coś jakby moralnie niewłaściwego czy wręcz nagannego. Czyżbym, wchodząc do studia, popełnił niewybaczalny błąd? Postanowiłem publicznie o tym opowiedzieć, bo wydawało mi się, że moje wybory w zakresie pracy reżyserskiej są właściwe i to, co robię, trafia do zainteresowanych odbiorców. Ale być może się mylę? Może straciłem busolę moralną?

Czytaj więcej

Które filmy fabularne dostaną dofinansowanie z PISF?
Reklama
Reklama

Byle nie propaganda

Staram się realnie patrzeć na to, co dzieje się wokół, i wyciągać wnioski. Dlatego trudno mi pojąć postawę tych, którzy z góry zakładają, że wszystko wiedzą lepiej, dla których świat jest czarno-biały, a podziały etyczne oczywiste: tu jest absolutne dobro, a tam zło.

Czytaj więcej

„Balladyna” w reżyserii Adamczyka. Czas na merytoryczne zmiany w Teatrze Telewizji

Otóż w dziedzinach takich jak film, teatr i w ogóle w życiu jest tak, że na ogół nie możemy funkcjonować w pełnym komforcie, nigdy nie idąc na żadne kompromisy. Działanie artystów w Polsce bez wsparcia państwa jest trudne i udaje się nielicznym. Sukces crowdfundingu czy praca w oparciu o niezależne od aktualnych władz źródła zdarza się, ale rzadko i tylko w pewnym zakresie – np. przy poruszaniu tematów szokujących. Niewątpliwie triumf odnieśli choćby bracia Sekielscy, ukazując w śledczych reportażach ukrywanie kościelnej pedofilii. Ja sam niedawno zrobiłem poza państwowym systemem finansowania filmy „Dobra zmiana” (2018), dokument dystrybuowany w kinach, a potem na VOD, i „Polki żądają prawa do aborcji” (2020), dostępny na stronie Arte. Pomogła w tym „zagranica” (Francuski Instytut Filmowy) i krajowy crowdfunding, a ostatnio – w kwestii zakazu aborcji – telewizja niemiecka NDR. I jako niezależny filmowiec nadal pracuję nad niewygodnymi tematami. Szukam do tego partnerów głównie za granicą. Jednak uważam, że należy korzystać z możliwości działania artystycznego w kraju, na ile to możliwe, sięgając do polskich państwowych czy publicznych – ale kontrolowanych przez władze – źródeł. Oczywiście pod warunkiem, że robi się to uczciwie, unikając np. udziału w partyjnej propagandzie.

Płacimy przecież podatki, to nasze państwo, nawet wtedy, gdy nie lubimy rządu – i to nasze pieniądze zasilają budżet państwa, a ono ma obowiązek łożenia na polską kulturę. Można w uproszczeniu stwierdzić, że znakomita większość filmów, spektakli i festiwali istnieje tylko dzięki tym środkom (korzystają z nich nawet producenci takich kasowych filmów jak „Kler”). Istnieje więc właściwie tylko taki wybór: rezygnacja z uprawiania artystycznego zawodu lub szukanie możliwości realizacji pomysłów w ramach państwowego systemu. Czasem za cenę kompromisu.

Uważam także, że Teatr Polskiego Radia to instytucja o wspaniałej tradycji i nadal jest on w jakimś stopniu „nasz”. To nie jest miejsce służące do uprawiania polityki, ale sztuki czy artystycznego rzemiosła. Tam jest to możliwe. To taka enklawa. Nadal występują w radiowym teatrze świetni aktorzy, więc to okazja, by się z nimi spotkać. Nie ma tu właściwie alternatywy (redakcja Tok FM wycofała się z pomysłu robienia słuchowisk, a inne inicjatywy mają charakter pojedynczych projektów). Czyli albo można dziś realizować autorski teatr radiowy w Polskim Radiu – robię to regularnie – albo nie ma nic w zamian.

Wyjechać w Bieszczady

Moja facebookowa sonda wykazała, że – poza głosami kilku radykalnych krytyków – większość internautów mnie wspiera. Realizuję w radiu pomysły fabularne, które teoretycznie mógłbym wykorzystać, robiąc filmy, ale to byłoby znacznie trudniejsze ze względu na koszty i często okazuje się niemożliwe. Moim partnerem powinna tu być oczywiście telewizja publiczna, ale w aktualnym stanie rzeczy trudno wyobrazić sobie taką współpracę.

Reklama
Reklama

Wyjdźmy jednak poza media. Np. jeśli ktoś jest nauczycielem to, chcąc nie chcąc, pracuje w systemie kontrolowanym dziś przez ministra Przemysława Czarnka, propagatora cnót niewieścich, i jego gorliwych pomocników, takich jak pani kurator Barbara Nowak, która zniechęca do oglądania spektaklu mickiewiczowskich „Dziadów”. Wykształcony pedagog-ateista musi tolerować w swoim pokoju nauczycielskim ostentacyjnie wiszący tam krzyż i wizerunki świętych, a także obecność katechetów i katechetek, którzy notorycznie aplikują uczniom groteskowe opowieści zaprzeczające osiągnięciom współczesnej nauki, oparte na naiwnych mitach i dyrektywach episkopatu. Jeśli jest się z kolei lekarzem, to często pracuje się w źle zarządzanym, niedoinwestowanym, na poły zrujnowanym szpitalu. Na dodatek można mieć za szefa resortu np. ministra Łukasza Szumowskiego, robiącego dziwne biznesy, lub ministra Adama Niedzielskiego, który z kolei zdaje się nie robić w ogóle nic. I co teraz? Zwolnić się? Dokąd pójść? Jak nam się to nie podoba, to oczywiście możemy zrezygnować z pracy reżysera, nauczyciela czy lekarza. Wyjechać w Bieszczady (i paść tam owce?) albo dalej – za granicę. Można nawet wyrzec się obywatelstwa kraju, którego rząd uważamy za fatalny i nieudolny. Ale jednak – przyznajmy – ten rząd realnie istnieje w Polsce od sześciu lat i został legalnie wybrany zgodnie z zasadami demokracji.

Czytaj więcej

Miłosz Lodowski: Chcemy się rozwijać? Nie małpujmy innych kultur

Tu pojawia się znowu magiczne słowo: kompromis. I rodzi się od razu pytanie: jakie są jego granice? Co mogą robić artyści, którzy bez państwowego mecenasa nie mają szans na uprawianie swojego zawodu, a nie chcą legitymizować kuriozalnej polityki kulturalnej? Jak działać w tych czasach? Lista zawodów, których przedstawiciele muszą godzić się na kompromisy, jest długa. Jak więc tu żyć? Zapraszam do dyskusji.

Publicystyka
Marek A. Cichocki: Czy dla europejskiej prawicy MEGA to dar niebios?
Publicystyka
Juliusz Braun: Media publiczne raczej po staremu
Publicystyka
Roman Kuźniar: Strategia predatora, czyli jak USA zmieniają swoje podejście do wojny
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Nawrocki przegra z łańcuchem?
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nieoczekiwany sojusz prezydenta Nawrockiego i Konferencji Ambasadorów RP
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama