Zrealizowałem w październiku słuchowisko dla Teatru Polskiego Radia. Kolejne, bo przez lata zrobiłem już ich sporo. Zaczynałem jeszcze jako student w latach 80., w takich realiach, jakie wtedy istniały: „reżimowe media” dawały możliwość pracy w swego rodzaju niszy – radiowym teatrze, gdzie spotykali się najlepsi polscy aktorzy, notabene bojkotujący telewizję. Teksty i słuchowiska były poddawane cenzurze, jak wszystko. Dawało się jednak sporo zrobić.
Polskie Radio zmieniło się od tamtych lat. Teatr Polskiego Radia nadal działa, choć w formie ograniczonej. Bywam tam co jakiś czas i po 2015 r., mimo pandemii, zrealizowałem cztery słuchowiska.
Nagle na Facebooku przeczytałem – z okazji premiery „Romana i Julii” – kilka komentarzy ostro krytykujących moją współpracę z „reżimowymi mediami”. Niewiele brakowało, by padło tam słowo „kolaboracja”... Oceny były ostre i bezkompromisowe. Zastanowiło mnie to. Bo przecież wiadomo, że nie jestem ani faworytem, ani fanem aktualnej władzy i bywam postrzegany jako jej krytyk. W dodatku nieoficjalnie, ale skutecznie zostałem zakwalifikowany do grupy tych, których nie należy wspierać dotacjami (przeznaczanymi dla „swoich”). Trafiłem – obok wielu wybitnych kolegów – na polityczną „czarną listę”. Choć z pewnymi wyjątkami, bo niedawno otrzymałem niewielkie stypendium scenariuszowe w PISF. I nagle teraz czytam, że pojawienie się mojego nowego słuchowiska w radiu to coś jakby moralnie niewłaściwego czy wręcz nagannego. Czyżbym, wchodząc do studia, popełnił niewybaczalny błąd? Postanowiłem publicznie o tym opowiedzieć, bo wydawało mi się, że moje wybory w zakresie pracy reżyserskiej są właściwe i to, co robię, trafia do zainteresowanych odbiorców. Ale być może się mylę? Może straciłem busolę moralną?
Czytaj więcej
Podczas drugiej tegorocznej sesji dofinansowania z Polskiego Instytutu Filmowego dostało dziewięć...