A przy tym bardzo lapidarny: „Rozkładali się na noc po chałupach pyzaci młodzi chłopcy w swoich luksusowych śpiworach, zaopatrzeni we wszystko, syci, wypoczęci – gdy myśmy pomykali zagajami naokoło tych wsi, jak wilki z zapadłymi bokami, jak zwierzyna leśna, osaczona nagonką”.

Słowa te przypomniały mi się, gdy oglądałem zdjęcia tworzące „Zdławienie Polski w obiektywie Wehrmachtu”. Ależ smutna to dla Polaka książka! Widok tych „pyzatych chłopców” w mundurach feldgrau pozujących z uśmiechem na tle potężnego, wojennego sprzętu. Wielkich armat, nowoczesnych czołgów najeżonych karabinami maszynowymi, motocykli czy ciężarówek.

To na pierwszym planie. A na drugim – spalona polska wioska, zamknięty na głucho „Sklep Spożywczy”, trup koński leżący z napuchniętym brzuchem na poboczu polnej drogi, rozbity warszawski tramwaj. Polacy pojawiają się na zdjęciach głównie jako jeńcy. Nieregularnie umundurowani, przestraszeni, zmęczeni i brudni. Niemieccy żołnierze robili też zdjęcia zdobytych polskich bunkrów, mostów czy taborów.

Wszystko to dziś, po 70. latach, przyprawia o gorzką refleksję. Trochę za łatwo to poszło. Duży europejski kraj, z 35 milionami ludności i znakomitymi tradycjami wojskowymi, rozsypał się jak domek z kart od kilku uderzeń. Marszałek Edward Rydz-Śmigły zapowiadał, że nie odda nawet guzika, a oddał wszystko. A przecież to był zaledwie początek. Tylko pierwsza z całego ciągu klęsk, jakie miały spaść na Polskę w ciągu nadchodzących lat.

[i]Ian Baxter, Zdławienie Polski w obiektywie Wehrmachtu, Wydawnictwo Bellona, Warszawa 2009[/i]