Na czarnej liście rzeczy zakazanych w pomieszczeniach biurowych znalazły się też próbki kosmetyków dołączane do kolorowych magazynów, świece zapachowe, a także odświeżacze powietrza.

Zapachowa rewolucja to efekt sądowej ugody, jaką miasto zawarło z pracownicą, która skarżyła się, że przez perfumy kolegi oraz zainstalowany w pokoju odświeżacz powietrza nie była w stanie normalnie pracować. Jak podało CBS News, Susan McBride uskarżała się też, że przez trudne dla niej do zniesienia zapachy miała kłopoty z oddychaniem. Cierpiała również na migreny, mdłości i kaszel. Sąd przyznał jej 100 tysięcy dolarów odszkodowania.

Cytowany przez Fox News adwokat John Holmquist, który pracował przy tej sprawie, jest przekonany, że wkrótce posypią się podobne pozwy od pracowników prywatnych firm. Pytanie tylko, czy gdy już każdy w biurze zamiast perfumami będzie pachniał swoim naturalnym zapachem, rzeczywiście będzie łatwiej pracować.