Dla porządku informuję, że nie jestem ani właścicielką hurtowni farmaceutycznej, ani apteki. Jestem pacjentką, która od lat stosuje leki homeopatyczne. Dzięki nim nigdy nie choruję na grypę, udało mi się pokonać problemy ze stawami, zwalczyć bezsenność. Leki homeopatyczne stosuje moja rodzina i znajomi. Moja przyjaciółka, u której 25 lat temu lekarze z Instytutu Reumatologii zdiagnozowali reumatoidalne zapalenie stawów, już dawno powinna jeździć na wózku inwalidzkim, tymczasem pracuje i jest aktywna. Dzięki homeopatii. Wbrew temu, co pisze Anna Piotrowska, za leki homeopatyczne nie trzeba płacić „grubych pieniędzy”. Pojedynczy lek homeopatyczny kosztuje w aptece 7 zł, a rewelacyjny lek homeopatyczny przeciwko grypie kosztuje kilkanaście złotych. Wyszydzane przez Annę Piotrowską krople, które pozwalają niezwykle szybko pokonać infekcję, tylko 25 zł. Gdyby leki homeopatyczne były nieskuteczne, kto by je kupował? Tymczasem we Francji prawie na każdej ulicy jest apteka homeopatyczna, leki homeopatyczne stosują miliony ludzi np. w Indiach, Pakistanie, w Ameryce Południowej, ale także w bogatej Europie. Pod opieką lekarza homeopaty jest brytyjska rodzina królewska.
Nie jestem zwolenniczką spiskowej teorii dziejów, ale mam nieodparte wrażenie, że ten artykuł był orężem walki koncernów farmaceutycznych o klienta. Przecież najlepiej dla ich interesów byłoby, gdybyśmy chorowali często, długo i... kosztownie. Leki homeopatyczne nie są refundowane. Ich sprzedaż nie powoduje uszczuplenia zasobów finansowych NFZ. O co więc chodzi?
Trzeba też stwierdzić, że artykuł Anny Piotrowskiej obraża intelekt przeciętnego Polaka. Nie jesteśmy (już) na szczęście jakimś ciemnogrodem i ktoś, kto stosuje leki naturalnego pochodzenia, nie jest oszukiwanym kretynem (jak to sugeruje autorka), lecz człowiekiem świadomie wybierającym leki bezpieczne.
Prawdopodobnie dzięki takim jak ten artykułom zajmujemy na pewno drugie miejsce w Europie (po Turcji) w zużyciu antybiotyków. Czy powinniśmy się z tego cieszyć?
—Agnieszka Augustynowicz