Ujawnione fragmenty rozmów Zbigniewa Chlebowskiego, bądź co bądź zaufanego człowieka kierownictwa partii, są bulwersujące. Choćby jedno zdanie z rozmowy byłego szefa klubu PO: „blokuję tę sprawę dopłat od roku” (chodzi o sprawę wyższych podatków od automatów hazardowych), w zasadzie mówi wszystko. Nielegalny lobbing był skuteczny. Potwierdza to fakt, że minister sportu Mirosław Drzewiecki, wielokrotnie wymieniany w podsłuchanych rozmowach, zrezygnował z prawie 500 mln złotych dodatkowego dochodu z tego tytułu, co potwierdził w piśmie do Ministerstwa Finansów. Zresztą zachowanie Chlebowskiego, gdy rano złapała go na lotnisku dziennikarka TVN 24, i po południu, podczas konferencji prasowej, kiedy ocierał perlisty pot z czoła, wyraźnie świadczyło, że bohater afery wcale nie ma czystego sumienia.
Z drugiej strony trudno oprzeć się wrażeniu, że cała sprawa ujrzała światło dzienne właśnie teraz tylko dlatego, iż nad szefem CBA wisi groźba postawienia mu prokuratorskich zarzutów w tzw. aferze gruntowej, a co za tym idzie – odwołania ze stanowiska. Na dodatek w aferę hazardową postanowił włączyć się prezydent Lech Kaczyński, zwołując spotkanie z premierem i kilkoma innymi politykami. A przecież prezydent niewiele może pomóc w wyjaśnieniu tej sprawy. Tak więc zarzut próby politycznego wykorzystania afery nie jest całkiem bezzasadny.
Nie zmienia to faktu, że afera uderza przede wszystkim w PO. Żadne oskarżenia pod adresem PiS i Mariusza Kamińskiego, szefa CBA, tego nie zmienią. Pytanie, jak silne będą reperkusje z tym związane. Jeżeli przy okazji afery hazardowej będą pojawiały się kolejne, niekorzystne dla polityków PO wątki, to skumulowany efekt może być groźny. Przekonała się o tym lewica, gdy w grudniu 2002 r. została ugodzona aferą Rywina. Na początku nic nie zapowiadało, że ta sprawa będzie miała tak ogromną siłę rażenia, że prawie zmiecie ze sceny politycznej partię, która zaledwie rok wcześniej zdobyła ponad 40 proc. głosów w wyborach. Ale gdy po SLD jak walec przetoczyły się afery: Rywina, Orlenu i starachowicka, nikt już nie słuchał zapewnień szefów tej partii, że większość działaczy Sojuszu to porządni ludzie, którym nieliczne czarne owce robią krzywdę. Cała formacja została uznana za skorumpowaną i do cna przegniłą.
Czy podobny los może spotkać Platformę? Tego oczywiście dziś nie wiadomo, bo wszystko zależy od dynamiki zdarzeń. Na razie sprawa nie wygląda aż tak groźnie. I jeżeli nie pojawią się kolejne mocne afery, to Platforma może wyjść z tej sprawy tylko lekko poturbowana. Ale jeżeli opozycja doprowadzi w tej sprawie do powołania komisji śledczej, która będzie działała w roku kampanii wyborczej, a na jaw będą wychodziły podejrzane historie, to sprawa może przybrać niekorzystny obrót dla PO. Beneficjentem tej sytuacji będzie przede wszystkim PiS.
Warto jednak pamiętać, że nieumiejętnie rozgrywana afera może przynieść więcej szkody niż pożytku. W kampanii w 2007 roku zbyt nachalne granie przez CBA sprawą Beaty Sawickiej zaszkodziło PiS. Choć cała Polska zobaczyła, jak ówczesna posłanka PO bierze pieniądze od rzekomego biznesmena (faktycznie agenta CBA), to jednak jej łzy podczas konferencji prasowej zniszczyły ten efekt. Dlatego skutek obecnej afery również nie jest przesądzony. Jedno jest pewne – po aferze hazardowej wygranie wyborów prezydenckich będzie dla Donalda Tuska dużo trudniejsze niż przed jej wybuchem.