Polska posmoleńska po raz kolejny podniosła poprzeczkę wymagań dla tych, którzy ubiegają się o tytuł Prawdziwego Patrioty. Już nie wystarczy uznawać katastrofy za efekt zamachu Tuska i Ruska. Ani domagać się stawiania Lechowi Kaczyńskiemu pomników tudzież nazywania jego imieniem ulic, szkół i instalacji gazowych. Ba, nie wystarczy już nawet uznawać zagadkowych monologów nieszczęsnej pani Joanny spod krzyża na Krakowskim Przedmieściu za tłamszony dotąd głos Prawdziwej Polski. Oczywiście o wszystko trzeba robić, ale to już nie wystarczy. Od kilku dni trzeba jeszcze kochać Piotra Wolwowicza. Bo ja się zgadzam z tym, że patriotyzm to cnota bezcenna. Tylko nie rozumiem, dlaczego jego wzorcem mają być jacyś ludzie maszerujący z pochodniami. Jakaś kobieta deklamująca pod krzyżem chore brednie. Czy nieudolny kandydat na piosenkarza łzawo wyśpiewujący kiczowato banalne pieśni.
Faktycznie, patriotyzm to cnota. Jak widać niezrozumiała dla wybitnych jednostek, które w ramach tolerancji i taniego szyderstwa, spychają oponentów do moherowego getta. A gdy brakuje argumentów, dziennikarze pokroju Bratkowskiego sięgają po hasło „prawdziwi Polacy”. Robiła to już Kolenda-Zaleska, robiła Olejnik, a Bratkowski sięga po tę manipulację dziś. To się nazywa refleks Prawdziwego Publicysty.?