Na demokratyczne czasy prymas Polski nie może być błękitnej krwi – tłumaczył kard. Stefan Wyszyński jakiejś gorliwej katoliczce, która gorszyła się jego pochodzeniem. Był bowiem synem wiejskiego organisty, który w 1901 roku pracował we wsi Zuzela na Mazowszu. Na dzieciństwie prymasa mocno zaważyła śmierć matki Julianny, która zmarła, gdy miał dziewięć lat.
Dziś mija 110 lat od dnia urodzin Wyszyńskiego, a niedawno – 28 maja – minęła również okrągła, bo 30., rocznica śmierci kardynała. W takich rocznicowych momentach odżywają pytania o termin beatyfikacji prymasa. Proces rozpoczęty w 1989 roku od dziesięciu lat toczy się w Rzymie. W tej chwili trwa przygotowanie tzw. positio, czyli dokumentu sumującego całe życie kandydata na ołtarze.
W Polsce w kościelnych kuluarach mówi się, że prace nad nim mogą się zakończyć za trzy – cztery lata. Niedawno w wywiadzie dla KAI o. Gabriel Bartoszewski, uczestniczący w procesie, ujawnił, że gotowe są trzy opracowania, które składają się na positio: zeznania świadków, teologiczna ocena pism oraz tzw. relacja komisji historycznej. Do kompletu brakuje szczegółowego opracowania biograficznego. W tej chwili biografia doprowadzona jest do 1956 roku.
A zatem zostało jeszcze opisanie 25 lat, czyli bez mała całego okresu prymasostwa, najtrudniejszego i najobfitszego w źródła oraz wydarzenia. Bez wątpienia do jego opracowania potrzebne będzie wejrzenie w bogate archiwa watykańskie i od tej strony spojrzenie na relacje na linii prymas – Watykan. Bo chociaż napięcia, jakie występowały, nie świadczą ani za, ani przeciw świętości prymasa, to muszą być zbadane.
Gdy positio będzie gotowe, nie znaczy to jeszcze, że od razu do jego oceny przystąpią członkowie Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Kolejka spraw sięga ośmiu – dziewięciu lat. Być może uda się ją ominąć, jak w wypadku bł. Jerzego Popiełuszki. Ale i wtedy do zakończenia beatyfikacji potrzebne będzie uznanie cudu za wstawiennictwem Sługi Bożego. Słowem, do ogłoszenia prymasa błogosławionym minie jeszcze niejedna rocznica urodzin.