Prestiżu osoby urzędującej na stanowisku ministra obrony narodowej nie wyznacza zdolność do rozwiązywania specpułku i zwalniania generałów. Naprawdę nie trzeba wiele wysiłku, żeby rozwiązać 36. SPLT. Ważna zaś jest zdolność do budowania. Pan minister mógłby zatroszczyć się o to, żeby w Polsce zbudować flotę. Tu przecież chodzi o bezpieczeństwo najważniejszych osób w państwie, by nie latały one tanimi liniami lotniczymi czy jeszcze w jakiś inny dziwny sposób. Te osoby muszą poza tym być mobilne, wtedy kiedy ważą się gdzieś za granicą interesy światowe, a Polska ma ambicję, żeby być aktywnym graczem na arenie międzynarodowej.
O pomysłach wynajmowania samolotów Polko mówi ironicznie:
Idźmy dalej tym tropem i wyczarterujmy całe państwo, wybierzmy najtańszą agencję ochrony i zlikwidujmy BOR, i tak Janicki za nic de facto nie odpowiada. Po co nam BOR, które w tej chwili nie wiem, za co odpowiada. Za ochronę parasolek przed uderzeniem jajka? Z pewnością byłaby wówczas taka dyrektywa, by ministrowie mówili, że są zadowoleni, a minister Siemoniak i minister spraw wewnętrznych i administracji zapewnialiby wszystkich, że to wystarczy. To jest niepoważne, aż trudno to komentować. Powinno się koniecznie kupić nową flotę. To, co się dzieje, to spychanie znów w jakąś odległą przyszłość tematu, który i tak musi zostać podjęty i rozwiązany, bo tak nie da się funkcjonować. Skoro minister Siemoniak uważa jednak, że można, to niech rząd jeździ taksówkami, bo to mniej więcej do tego można porównać.
Jak widać - po katastrofie Tu-154 polskie władze niczego się nie nauczyły. Ma być tanio i byle jak. Niestety, nadal pokutuje mentalność, którą doskonale zaprezentował Bronisław Komorowski, mówiąc, że polski pilot poleci nawet na drzwiach od stodoły.