Reklama

Politycy PO pokłócili się o... chodnik na Żoliborzu

Posłanka PO - Joanna Fabisiak włączyła się w awanturę o remont chodnika na warszawskim Żoliborzu. Nie przebierając w słowach zaatakowała radnego PO. Tak przynajmniej twierdzi on sam...

Publikacja: 14.09.2011 13:41

Politycy PO pokłócili się o... chodnik na Żoliborzu

Foto: W Sieci Opinii

Przeciwnicy pomysłu radnego PO sprowadzili posłankę PO, która miała im pomóc. Jednak właśnie przez to spotkanie wywiązała się kłótnia. Taraszkiewicz powiedział „GW”:

Nie wiedziałem, że takie spotkanie ma się odbyć. Kiedy wyszedłem przed dom, zaczęła się na mnie wydzierać, że jestem przykładem arogancji władzy, bo powinienem zrobić wszystko, by moi sąsiedzi mogli się dostać do burmistrza. Nie przyjmowała żadnych tłumaczeń, po czym użyła w dyskusji absolutnie niestosownych argumentów. Uderzyła w mojego teścia, twierdząc, że mam wysokie koneksje na Zamku Królewskim [chodzi o prof. Andrzeja Rottermunda], a w końcu krzyczała na cały głos, że nie powinienem zamykać się przed ludźmi w swojej rezydencji z kochanką. Groziła, że sprowadzi nadzór budowlany, a burmistrz pójdzie na dywanik do prezydent miasta. Ludziom oznajmiła: "Niech państwo nie myślą, że ja to robię, bo jest kampania wyborcza".

Jak potem się okazało - rezydencja, o której mówiła Fabisiak, to pół domu, a kochanka to... żona radnego.

Posłanka Joanna Fabisiak twierdzi:

Dostawałam błagania ze strony tych ludzi, żeby przyjechać, więc przyjechałam. 40 podpisów przeciw, skargi, że nic nie można załatwić, bo ten radny jest ustosunkowany. W takich rozmowach padają różne rzeczy. Wymyślił sobie te kochanki. Wstydzę się za niego, bo u nas w Platformie mamy ludziom służyć, a nie mądrzyć się.

Reklama
Reklama

Fabisiak, która jest kandydatką do Sejmu z warszawskiej listy, bardzo poważnie zabrała się do pomagania wyborcom. Szkoda tylko, że w tak "brukowym" stylu.

Przeciwnicy pomysłu radnego PO sprowadzili posłankę PO, która miała im pomóc. Jednak właśnie przez to spotkanie wywiązała się kłótnia. Taraszkiewicz powiedział „GW”:

Nie wiedziałem, że takie spotkanie ma się odbyć. Kiedy wyszedłem przed dom, zaczęła się na mnie wydzierać, że jestem przykładem arogancji władzy, bo powinienem zrobić wszystko, by moi sąsiedzi mogli się dostać do burmistrza. Nie przyjmowała żadnych tłumaczeń, po czym użyła w dyskusji absolutnie niestosownych argumentów. Uderzyła w mojego teścia, twierdząc, że mam wysokie koneksje na Zamku Królewskim [chodzi o prof. Andrzeja Rottermunda], a w końcu krzyczała na cały głos, że nie powinienem zamykać się przed ludźmi w swojej rezydencji z kochanką. Groziła, że sprowadzi nadzór budowlany, a burmistrz pójdzie na dywanik do prezydent miasta. Ludziom oznajmiła: "Niech państwo nie myślą, że ja to robię, bo jest kampania wyborcza".

Reklama
Publicystyka
Marek A. Cichocki: Trzeba przeciwdziałać pokusie instrumentalnego traktowania Polski
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Dotacje z KPO, czyli kot z wykręconym ogonem
Publicystyka
Marek Migalski: Andrzeja Dudy życie po życiu
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Porażka Donalda Trumpa. Chiny pozostają przy Rosji
Publicystyka
Wojciech Warski: Prezydent po exposé, przed zagraniczną podróżą
Reklama
Reklama