Eurodeputowany SLD Marek Siwiec na antenie Polsat News komentował zamieszanie wokół listy leków refundowanych:
Czasy, w których obwieszczeniami komunikowano się ze społeczeństwem, skończyły się w okolicach zakończenia stanu wojennego w Polsce. Dzisiaj od tego jest całe instrumentarium komunikacji społecznej, żeby ludzie, miliony ludzi, to dotyczy prawie każdego, dowiedzieli się, co się tak naprawdę w ich życiu zmienia. A tutaj jest milczenie w trzynastu językach.
Siwiec zastanawiał się, co może oznaczać milczenie ministra zdrowia:
Po pierwsze, on zlekceważył sprawę, uznał, że bierze to z dobrodziejstwem inwentarza, bo alternatywą było nie przyjęcie stanowiska, bo to już był gotowiec, leżało to już na biurku i w związku z tym, skoro to jest dobre, to się ma samo obronić. To jest grzech naiwności.
(...) On doszedł do wniosku, że to jest nie do obrony i w tej chwili, w strachu, siedzi gdzieś za podwójną gardą, czekając na cios. To znaczy, że to był cios, który mu po prostu Platforma na dzień dobry zgotowała. Jeżeli to jest początek pożegnania z ministrem Arłukowiczem, wschodzącą gwiazdą, to muszę powiedzieć całkiem sprytnie zaplanowane.